erykko napisał(a):A więc jest tak jak mówiłem. I przepis wcale nie jest durny, bo w mieście powinna być preferowana komunikacja miejska, a nie transport indywidualny (czyt. osobówki).
przepis durny nie jest, ale kiedy był tworzony, to możliwe, że nikt nie myślał jeszcze o preferowaniu komunikacji zbiorowej. chodziło raczej po prostu o to, że gdyby go nie było, to autobusom mogłoby być trudno włączać się do ruchu z przystanków.
niestety w wielu miejscach w różnych miastach Polski przystanki są umieszczone w beznadziejnych miejscach, a do tego trasy autobusów opracowane tak, że np. kierowca autobusu, po wyjechaniu z zatoki musi od razu zmienić pas na skrajnie lewy na trzypasmowej ulicy. no i wtedy zaczyna się blokowanie ruchu przez autobus i dochodzi do sytuacji niebezpiecznych.
erykko napisał(a):Poza tym jeśli przepuścisz autobus to jesteś pewien, że nie wpadniesz pod jego koła, a kierowca w autobusie naprawdę ma ograniczone pole widoczności. Poza tym przekonujesz kierowców większych pojazdów do rowerzystów i następnym razem taki trolejbus przepuście Ciebie.
teoretycznie, zgodnie z cytowanymi wyżej zapisami kodeksu drogowego, kierowca autobusu musi upewnić się, że jego manewr nie spowoduje zagrożenia w ruchu i dopiero wtedy wjechać. i - jak pokazuje doświadczenie - w znakomitej większości przypadków kierowcy MPK tak właśnie robią. nie wpychają się raczej za często przed auta.
KermitOZ napisał(a):Ja staram się nie puszczać autobusów. Za długo się potem trzeba rozpędzać, ale przede wszystkim trzeba się nawdychać tego całego syfu z rury. Jak jeden rowerzysta przejedzie i bus zostanie wpuszczony przez auto to imo nic się nie stanie.
Ja przyznam, że kiedy jadę rowerem, też raczej nie puszczam autobusów z zatok. odjeżdżam tylko bliżej środka pasa i cisnę. kilka sekund i autobus wyjeżdża. Zgadzam się z Grześkiem co do spalin. Jak taki autobus zakopci, to można się udusić
KermitOZ napisał(a):Rower jest też uprzywilejowanym środkiem transportu
chcielibyśmy, żeby był. w praktyce to w naszym kraju niestety nie jest
KermitOZ napisał(a):Może i kontrowersyjne to co napisałem, ale dużo jeżdżę po mieście i , jazda za takim autobusem naprawdę bywa bardzo uciążliwa i niezdrowa
Nie takie kontrowersyjne. Do tego przepisu, jak do każdego innego, przy jego zachowywaniu bądź nie stosowaniu się do niego, trzeba jeszcze dorzucić swój zdrowy rozsądek. Jeśli robiąc coś nie do końca zgodnie z przepisami nie utrudniasz nikomu życia, nie stwarzasz zagrożenia w ruchu, a komuś lub sobie życie ułatwiasz, to jest OK.
Podobnym tematem jest np. niestosowanie się przez rowerzystów do obowiązku jazdy jak najbliżej prawej krawędzi jezdni. Ja nie stosuję się do tego przepisu niekiedy celowo. Z pełną premedytacją robię to na ul. Smorawińskiego, jadąc od skrzyżowania z Popiełuszki na Czechów. Tuż przed wiaduktem Poniatowskiego jest zjazd w prawo, na Al. Solidarności. Zawsze wyjeżdżam tam na środek pasa już sporo przed tym zjazdem. Gdybym tego nie robił, narażałbym się na skoszenie przez jakieś auto, które wyprzedziłoby mnie i za sekundę skręciło w ten zjazd w prawo. Ale myślę, że wielkich utrudnień w ruchu nie stwarzam. Jadę tam przeważnie koło 45 - 50 km/h, więc żadnemu kierowcy nic się nie stanie, jak chwilę pojedzie za mną przepisowo, zamiast rozpędzać się do stówy na wiadukcie (który jest popularnym miejscem do takiego pędzenia - szczególnie, że wcześniej z górki jest i tam nawet właściciel rozklekotanego Golfa z 1989 roku, na gaz, może się rozbujać do prędkości, jakiej na prostej jego wehikuł już nie osiągnie).