Forum Rowerowy Lublin

Pełna wersja: TransRoztocze 4
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.

1/2toragościa

narazie tylko zdjęcia , relacja w trakcie pisania
Panie daj tracka z trasy.

1/2toragościa

1/2toragościa napisał(a):1szy dzień
2gi dzień

Mi linki nie działają.

1/2toragościa

poprawione
Rzutem na taśmę okazało się, że jednak będę miał wolne, więc zdecydowaliśmy się z Pawłem na nowo odkryć uroki Roztocza. Wyjazd miał trwać trzy dni. Zaplanowaliśmy tylko pierwszy dzień, mieliśmy pokonać trasę z Szastarki do Rebizantów, gdzie mieliśmy nocleg. Drugiego dnia chcieliśmy pozwiedzać bunkry na linii Mołotowa, a trzeciego dnianie planowaliśmy dokładnie trasy. Niestety pogoda pokrzyżowała nam plany.
W niedzielę rano mieliśmy pociąg do Szastarki, było niesamowicie zimno. Z Szastarki o 7:30 wyjechaliśmy na szlak. Z założenia staraliśmy się jechać jak najwięcej terenem, bo co to za frajda jeździć asfaltem? Od początku pasował nam niebieski centralny szlak pieszy, którym jechaliśmy prawie cały dzień. W zmaganiach z zimnem bardzo pomagały nam liczne wąwozy z których słynie Roztocze Zachodnie. Najpiękniejszy, najdłuższy, ale także najcięższy do przejechania okazał się wąwóz niedaleko miejscowości Otrocz. Pomimo, że zjeżdżaliśmy nim w dół często musieliśmy pchać lub nosić rowery przez ogromne kamienie lub wyrwy powstałe w wyniku erozji. Wąwóz miał kilka kilometrów, a przejechanie go zajęło nam grubo ponad pół godziny. Następnie skierowaliśmy się w stronę szlaku Jastrzębia Zdebrz, by dotrzeć nim do Radecznicy, gdzie zatrzymaliśmy się na krótki popas i spotkaliśmy liczną grupę rowerzystów z Tomaszowa Lubelskiego. Już wtedy pogoda zaczęła płatać nam figle co raz kapiąc nam deszczem i chwilę grzejąc słońcem. Z Radecznicy udaliśmy się przez wąwozy w „Piekiełku” do Kawęczynka, gdzie obsłużeni przez piękne kelnerki zjedliśmy obiad. Niestety w tym czasie zaczęło padać non stop, na szczęście dalej mieliśmy jechać lasem więc bardzo tego nie odczuliśmy. Z Kawęczynka mieliśmy dalej jechać niebieskim szlakiem. Szlak prowadził drogą pełną piasku, na dodatek cały czas pod górę, do tego deszcz. Jechaliśmy długi czas bez oznaczeń szlaku, w końcu dostrzegliśmy niebieski szlak, zjechaliśmy długim wąwozem pełnym błota do asfaltowej szosy. Sprawdzamy na mapie gdzie jesteśmy, coś jest nie tak, ale jedziemy dalej. Kilkasetmetrów dalej przed oczami wyłania się tabliczka miejscowości. Super, bo w końcu będziemy wiedzieli gdzie jesteśmy. Na tabliczce napis: „Kawęczynek”. Zrobiliśmy kółko, jakim cudem? Sprawdzamy mapę, GPS, tracki. Trochę się wkurzyliśmy. Pada coraz mocniej, a do noclegu mieliśmy jeszcze sześćdziesiąt kilometrów… Decydujemy się dojechać asfaltem do Zwierzyńca, tam odpocząć i zastanowić się co dalej. W Zwierzyńcu po wizycie w sklepie decydujemy się na żółty szlak przez Park Narodowy w stronę Górecka, nagle czuję że jakoś mam miękko z tyłu - przebita dętka. Zatrzymujemy się przy stawach Echo na naprawę. Jesteśmy przemoczeni, mamy wszędzie piach i błoto, zmiana dętki trochę zajmuje. Jedziemy dalej szlakiem do Górecka, zaczęło padać bardzo mocno, nie dało się jechać. Zatrzymujemy się pod jakąś wiatą i czekamy aż przejdzie deszcz, łapiąc w trakcie deszczówkę w menażki bo nie mieliśmy wystarczającej ilości wody by zalać nią zupki. Decydujemy się, poszukać noclegu w Górecku Starym. Przestaje padać i ledwo żywi jedziemy w stronę Górecka, niestety nie udaje nam się znaleźć tam noclegu. Znajdujemy go w Górecku Kościelnym. Uradowani ciepłym i suchym pokojem w drewnianym domku cieszymy się jak dzieci. Wymyci, wysuszeni w ciepłych ciuszkach zjedliśmy kolację. W miedzy czasie sprawdzamy stan naszych toreb podsiodłowych. Oprócz tego że rzeczy w środku były lekko wilgotne, a same torby brązowe od błota i piachu, są w super stanie, zdziwiło mnie to bo w terenie mocno szaleliśmy. Synoptyk Maciek przekazał nam przez telefon złe wiadomości. W poniedziałek ma trochę padać, a we wtorek lać przez cały dzień. Decydujemy się wracać w poniedziałek popołudniowym pociągiem z Suśca.
W Poniedziałek udaliśmy się czerwonym szlakiem Krawędziowym w kierunku Suśca. Praktycznie cały szlak to jedna wielka piaskownica, co od samego początku bardzo mocno nas wymęczyło. Po drodze zahaczyliśmy o rezerwat Czartowe Pole. Szlak wyłożony jest kamieniami, trochę się obawiałem czy nie urwę swojej torby podsiodłowej. Przejazd przez rezerwat dał nam dużo zabawy. Później na spokojnie dokręciliśmy do Suśca z którego skierowaliśmy się na niebieski szlak „Szumów” Trudne zjazdy , kładki, dropy i szybka jazda po wąskich ścieżkach powodowały, że uśmiech nie schodził nam z twarzy. Dojechaliśmy do Rebizant gdzie wstąpiliśmy do Pana Józka u którego to mieliśmy zaklepany nocleg na 2 dni. Po drodze do Suśca nad rzeką rozpaliliśmy skromne ognisko, by upiec wcześniej zakupione kiełbaski. Tam też złapałem drugiego kapcia, którego musieliśmy w ekspresowym tempie załatać, bo została nam niecała godzina do pociągu. O dziwo zarówno w jedną jak i drugą stronę pociągi przyjechały punktualnie. W drodze powrotnej zastanawialiśmy się mocno ile może ważyć moja ogromnie wypchana torba. Dostała ona mocny wycisk i byliśmy bardzo zadowoleni, że nic się z nią nie stało. Po powrocie do domu waga pokazała 3984 gramy! Zastanawiamy się kiedy powtórzyć wyjazd by w końcu przejechać Roztocze w całości.
Pierwszego dnia wyszło nam 112, a drugiego skromne 45 kilometrów.