Grzesiek: sam mówiłeś wcześniej, że przedmiotowy wypadek to raczej z winy rowerzysty, więc znak z ograniczeniem do 40 km/h i tak nic by nie rozwiązał.
Ograniczenie jest tam pewnie ze względu na przejście i na wyjazd/wjazd z/na osiedla/e. brakuje tylko jednego - policji co 2 dzień z suszarką tam. wtedy kierowcy wiedzieliby, że tam trzeba respektować przepisy. bo właśnie tak to wygląda w PL. respektujesz przepis tam, gdzie wiesz, że możesz za jego nierespektowanie zapłacić (pieniądze, bo o innych konsekwencjach nikt nie myśli z reguły).
Na dwupasmówkach powinno być podniesienie dozwolonej prędkości do tych 80 km/h tak jak np. na Tr. Łazienkowskiej w Wawie (i nie tylko), ale zwróćmy uwagę na to, że tam są jednak do tego warunki. piesi chodzą po kładkach, a skrzyżowania są bezkolizyjne. na JP2 w Lublinie, w danym miejscu, mamy skrzyżowanie i przejście bez sygnalizacji. nie dziwne więc, że jest 40 km/h. a ograniczenie, choć o 10 km/h mniejsze niż standardowe w mieście, ma sens. choćby po 23, kiedy obowiązuje 60 km/h, więc każdy ciśnie spokojnie 80. poza tym wszyscy w mieście jadą z reguły 60 (mówię o tych, co chcą przepisowo) i dlatego postawienie takiego znaku zmusza ich do zmniejszenia prędkości.
owszem, zgadzam się - do wszystkich przepisów należy dodać swój zdrowy rozsądek i własną ocenę sytuacji na drodze w danym momencie. jeśli każdy będzie używał zdrowego rozsądku, myślał i oceniał sytuację trzeźwo, to powinno być OK. myślę, że w takim układzie nie byłoby tylu wypadków.
co do nadganiania na "dobrych drogach" opisanego przez MG: uważam takie podejście za głupotę. i to skrajną. Jedzie się powiedzmy nad morze, ca 600 cm. Nie znamy drogi dokładnie, bo nie jeździmy co tydzień, znamy odległość (chyba, że jesteśmy debilami i nie sprawdziliśmy na mapie), znamy mniej więcej spodziewaną jakość dróg (krajowe, wojewódzkie, S'ki etc.), znamy tzw. "średnią podróżną" w Polsce, która - jak by nie jechać - wychodzi ok. 60 w porywach do 70 km/h. obliczamy na podstawie odległości czas jazdy, dodajemy do tego korki, które nas pewnie spotkają bliżej morza, dodajemy do tego czas na postoje i bierzemy pod uwagę jakieś dodatkowe 30 minut na ew. remonty itd. jedziemy. nie ma co nadganiać. po prostu wystarczy jechać przepisowo.
a doświadczenie pokazuje i tak, że nawet pędząc nie zaoszczędzimy więcej niż 15 minut. sensowne oszczędności na szybkiej jeździ można czynić na autostradach i to też - tylko w Niemczech, w określonych warunkach i nie na wszystkich autostradach.
"styl jazdy" Polaków to styl "na króla szos", czyli każdy jedzie tak, jakby on był najważniejszy. i rolnik olewa tych, co samochodem, samochodziarz motocyklistów i rowerzystów, rowerzysta pieszych i samochodziarzy i tak dalej i tak dalej. do tego dochodzi chęć pędzenia połączona z brakiem umiejętności jazdy i możliwości auta. śmieszy mnie, jak ktoś mnie wyprzedza na prostej i pędzi 120 km/h, a przy pierwszym podwójnym i ostrym zakręcie doganiam go i to on mnie tam spowalnia, bo nie umie przejechać inaczej jak na hamulcu. połowa, jeśli nie więcej, "kierowców" nie powinna mieć uprawnień do jazdy.
policja jest za mało surowa. a głupie polaczki kłócą się jeszcze z policjantami i negocjują mandaty, nawet we wspomnianym "uwaga pirat", przed kamerami TV. za to powinna być od razu dodatkowa kara. ja zawsze po zatrzymaniu przez policję mówię: "proszę robić, co pan uważa", "to pan decyduje", bowiem stróżom prawa zdarza się czasem pytać głupio: "co panie kierowco pan proponuje za to wykroczenie?"
i tak - dostałem kiedyś mandat za przekroczenie prędkości, bowiem kierowałem się zdrowym rozsądkiem, a zapomniałem, że policja stanęła w danym miejscu "na łatwy zarobek"
"wolna" (dla nas) jazda w ter. zabudowanym nie jest powszechna tylko w Czechach. jest oczywistością w Niemczech, jest normalna w Danii, nie dziwi w Szwecji, nawet we Francji i we Włoszech generalnie jeździ się po mieście wolno, choć są pewne wyjątki. a ciekawe, że Polak, jak pojedzie za granicę, to choćby w PL pędził w zabudowanym 100 km/h, tam respektuje przepisy.