15-18.09 - Lubelskie Harce w siodełku - Wersja do druku +- Forum Rowerowy Lublin (https://forum.rowerowylublin.org) +-- Dział: Lublin jeździ! (https://forum.rowerowylublin.org/forum-67.html) +--- Dział: Rekreacyjnie i turystycznie (https://forum.rowerowylublin.org/forum-3.html) +---- Dział: Wycieczki kilkudniowe (https://forum.rowerowylublin.org/forum-10.html) +---- Wątek: 15-18.09 - Lubelskie Harce w siodełku (/thread-3758.html) |
15-18.09 - Lubelskie Harce w siodełku - Księgowy - 23-08-2011 http://www.bikemap.net/route/1207105 taka trasa jest planowana na 4 dni jazdy. Termin obecnie na 95%: 15-18.09 - Dystans dzienny mały wolna jazda integracja, sporo gadania jazdy obok siebie... Jak ktoś może urwać 2 dni wolne przed weekendem zapraszamy serdecznie. Oczywiście zapraszamy wszystkich do dołaczenia po trasie w razie gdyby nie mogli ruszyć z nami równo Dodatkowo interesuje mnie nocleg, być może w okolicach jakie odwiedzimy mieszka ktoś z was i ma jakieś miejsce na namioty lub może użyczyć podłogi w mieszkaniu. Obecnie wyjazd ma być oblegany przez 4 osoby. Re: 15-18.09 - Lubelskie Harce w siodełku - gello1 - 23-08-2011 Trasa z Zamościa do Kraśniczyna to moje rejony. Jest sporo mega podjazdów i zjazdów i jeden z MEGA na trasie Kraśniczyn Chełmiec :mrgreen: :mrgreen: o taki: Re: 15-18.09 - Lubelskie Harce w siodełku - Jakub.P - 23-08-2011 Bardzo fajny pomysł i kuszący, ale jak zwykle jest mała przeszkoda. 17 września wybieram się na Skandię do Białegostoku. Ale zawsze jeden odcinek można wspólnie przejechać dla rozruszania mięśni. A czym planujesz dostać się pod Dęblin? Re: 15-18.09 - Lubelskie Harce w siodełku - Księgowy - 23-08-2011 Pod Deblin docieramy Kolejami Mazowieckimi Re: 15-18.09 - Lubelskie Harce w siodełku - Księgowy - 19-09-2011 Wyjazd w Lubelskie rejony męczył mnie od wielu lat. Nie było większych okazji na postawienie tam wyprawy, czy nawet mniejszej wyprawki. W tym roku a.d. 2011 zmianie zaczęła ulegać jednak ta sytuacja. Najpierw wiosną zdobycie Lublina na „raz” a teraz wyprawka jesienna właśnie w te rejony. Zaczęliśmy z Dęblina, gdzie docieramy przy użyciu Kolei Mazowieckich. Radek i Kasia ruszyli dwa dni wcześniej z Warszawy. Kuba dojechał do nich w środę a my dołączamy w czwartek. Nie było jednak łatwo z odnalezieniem się na miejscu. W końcu umawiamy się w Bobrownikach i tam po wielu telefonach i ustaleniach udaje się spotkać. Pierwszy na miejsce dociera Kuba. Radek i Kasia zostają z tyłu a po 15 minutach dojeżdżają Radek i Kasia. Robimy wspólne zakupy w sklepie. Klimat typowo lubelski, przypominają mi się czasy dzieciństwa kiedy to jeździłem do dziadków i jeździł sklep obwoźny czy momenty, gdy babcia mnie zabierała do GS-owskiego sklepiku na wsi. Przede mną w Bobrownikach w sklepie stoi staruszka w niebieskiej charakterystycznej podomce i bamboszach jakiś, która przyszła do sklepu przez ulicę (pewnie mieszka dom dalej). Kupuje „pół kila” tego, pół kila tamtego. Jest ze sprzedawczynią na „ty”, na „kochanieńka” i na „córuś moja ty kochana”. Na końcu prawie jak za moich czasów, babcia w podomce kupuje landrynki miętowe. Wreszcie i mi udaje się zrobić zakupy. Jedziemy na Puławy. W oczy rzuca się cała masa drewnianych domów, które pamiętam z dzieciństwa. Dziadkowie do dziś mieszkają w takim „drewnianym klocku”. Piękny klimat mają te chałupinki. Część z nich nieco już podupadła, ale większość ma już nowe tynki i nawet plastikowe okna i przetrwa jeszcze nie jeden rok. Na trasie do Puław Kasia i Radek zostają nieco z tyłu. Jedziemy w miare przystępnie 20km/h, jednak za nic nie możemy się zgrać prędkością. Kasia chyba ma jakąś kontuzję i kondycyjnie odstaje od nas. Przez park w Puławach, przejeżdżamy wspólnie. Podziwiamy więkli obszar parkowy. Do Kazimierza ruszamy razem, jednak Dwójka zostaje w tyle. Jedziemy wolniej, jednak nie daje to efektów. Robimy postój, ale ich nie widać. Czekamy czekamy aż wreszcie przed samym Kazimierzem Dolnym przy sklepie dojeżdżają do nas. Proszę o wodę z kranu zdziwiona sprzedawczynię i kupujemy coś do makaronu. Planujemy, że jeszcze rpzed Kazimierzem ugotujemy sobie. Radek i Kasia nie decydują się jednak zatrzymać z nami i jadą do miasta na pizzę. Po około 30-40 minutach nad Wisłą, najedzeni przepysznym makaronem ugotowanym przez Kubę, spotykamy Kasię i Radka wracających z miasta. Pedał skrzypiący od początku w Radka rowerze w końcu postanawia odpaść. Rozłączamy za obopólną zgodą. Nasza trójka rusza na zwiedzanie Kazimierza a Kasia i Radek jadą do Puław szukać sklepu rowerowego zdolnego naprawić awarię. Kilka zdjęć na rynku i próba podjazdu na Górę Trzech Krzyży. Podjazd prawie się udał, ale końcówka po 30stopniowej ściance lessowej sprawiła, że ledwo dało rade rowery wprowadzić na szczyt. Panorama rozciągająca się stamtąd jest cudna. Widać zakole Wisły i prawie całą dolinę nieomal do samych Puław. Niestety Agnieszki aparat ulega uszkodzeniu. Matryca odmawia posłuszeństwa prawdopodobnie podczas robienia zdjęcia pod słońce, tryb auto zbyt naświetlił zdjęcie. Od tego momentu jej zdjęcia są wybiórczo „pasiaste” „całe białe” i zdarzają się pojedyncze dobrej jakości. Dzień kończymy przed Nałęczowem po 85km naszego dystansu i nieco większym dystansie Kuby. Obozowisko rozbijamy w przyjemnym zagajniku. Okazja do uczczenia spotkania, piwko i rozmowy trwają do późna czyli do 21. Podczas jednej z opowieści, chcąc pokazać jak to zaryłem kaskiem o szuter kilka tygodni wcześniej, rozbijam reką na czole swoje okulary rowerowe. Totalnie o nich zapomniałem podczas tej opowieści. Towarzystwo pokłada się ze śmiechu a ja chyba najbardziej. http://www.gpsies.com/mapOnly.do?fileId ... wktpvsqfnd Re: 15-18.09 - Lubelskie Harce w siodełku - Księgowy - 19-09-2011 Poranek chłodny, w namiocie jeszcze ciepło, jednak poza strefą „tropik”-alną już dość rześko. Składanie obozu idzie sprawnie. Około ósmej jesteśmy już w trasie. Kierunek Nałęczów i park zdrojowy. Harcujemy to tu to tam i opuszczamy miasto w miarę szybko. Droga ciągnie się to w górę to w dół. Jedziemy bocznymi drogami wiejskimi, których asfalt pamięta jeszcze czasy zamierzchłe… Stratygrafia łat pokrywających nawierzchnie bitumiczne w tym rejonie, mogłaby być materiałem na niejedną pracę doktorską inżynierów drogownictwa. Telepanka na siodełku wywołuje skrywany w głębi kac. Zdecydowanie dzień wcześniej wypiliśmy za mało z Agnieszką. Kuba ma się świetnie. Dookoła znów fajne drewniane lubelskie domki. Rozmowy toczą się luźno. Snujemy opowieści o Bałkańskich drogach przekrojowe rozważania przez o Włoskich kierowcach aż do rozmów o bycie i niebycie rowerowych społeczności. Jednym słowem jadaczka nam się nie zamyka i nie wiedzieć kiedy robi się popołudnie. W toku całego dnia namierzamy telefonicznie Yoshko, zafrasowani jego krwawą stratą na fotelu w centrum kwiodastwa, tak modelujemy trasę, aby spotkanie było możliwe. Wreszcie udaje się nasze drogi się krzyżują i w miejscowości Stawce spotykamy się. Jest gwarno i wesoło. Dostajemy naklejki z logo forum i próbujemy Yoshkowej nalewki (nie wiele brakowało a zabrałbym całą butelkę ;P). Ja czynię oględziny słynnego amortyzatora, który w kilka chwil usztywniam dokonując naprawy blokady w 90%. We czwórkę ruszamy kilka kilometrów razem. Na jednej z zacnych lubelskich dróg z pod koła Kuby daje się słyszeć dziwny dźwięk. Oględziny wskazują na urwaną szprychę. Szybka amputacja urwanego elementu, centrowanie i ruszamy dalej. Na powiatowej trasie 835, Yoshko opuszcza nas. My tranzytem, mkniemy przez Turobin i Szczebrzeszyn do Zamościa, gdzie nocujemy u mojej Siostry ciotecznej Patrycji. Re: 15-18.09 - Lubelskie Harce w siodełku - Księgowy - 19-09-2011 Dzień ostatni to jazda w zimnym słońcu z Zamościa przez wioski i wioseczki. mimo, że ubogie satelity nie może jednak na wsi zabraknać. Starcie starego z nowym jest czasem dość komicznie: Na liściach widać powoli jesień, która zaczyna robić na nasze piękne lato zakusy Opuszczając zamojskie drogi wpadamy na typowe Roztoczańskie pagórki. Co wieś to górka i 10% pojazd. Jest słonecznie, choć zimno. Pogoda naprawdę przedziwna. W czasie przejazdu spotykamy wieś Emesa, którą jadąc do Afryki załozył pewnie w tym roku. Na trasie do lublina wygłodniały do reszty, proponuje pieczenie kartofli. Na polach jest świeżo po wykopkach. Układamy stosik i pieczemy ziemniaczki a urwana szprycha doskonale sprawdza się jako szaszłyk i kolec do sprawdzania czy obiad „doszedł” w popiele. Lublin to zwiedzenie obozu majdanek. Tym razem udało się nam w ostatniej chwili. Ochroniarz jedzie za nami i po tym jak odwiedzamy ekspozycje zamyka kolejne baraki. Na mnie to muzeum zrobiło wielkie wrażenie. Największe chyba wywarło krematorium z systemem do ogrzewania wody dla obozu… straszne co potrafi zrobić ideologia jednego człowieka. Re: 15-18.09 - Lubelskie Harce w siodełku - Księgowy - 19-09-2011 a tu filmik;D http://vimeo.com/29226339 i pełna Galeria;D https://picasaweb.google.com/1013418407 ... LHZvsy1IQ# |