Tego pana spotkałem tuż po starcie na ul. Piłsudskiego, mniej więcej na wysokości przystanku MPK przy targach. Pan na monocyklu zaczął jechać za ostatnim biegaczem z Koziołka, jeszcze przed startem maratończyków, zwróciłem mu grzecznie uwagę, żeby zszedł z trasy, bo zgodnie z regulaminem na trasie nie może być nikogo poza biegaczami i obsługą. Pan mi odpowiedział, że co roku jeździ i nie było problemu, to powtórzyłem tylko o zapisie w regulaminie. W tym momencie zobaczyliśmy że wystartowali maratończycy, pan powiedział, że myślał że to już wszyscy pobiegli i dlatego jechał za ostatnim, jak zobaczył maratończyków, to przeprosił i zapytał czy może jechać na końcu. Powiedziałem że może jechać za ostatnim naszym rowerzystą albo za karetką lub radiowozem, w zależności co będzie jechało na końcu. Pan przyjął to to wiadomości, powiedział że ok, że to rozumie i w ten sposób grzecznie się rozstaliśmy. Potem jeszcze widziałem go chyba na Kunickiego koło wiaduktu, jechał chyba na końcu (na końcu szła pani z ręką w temblaku), cała reszta biegaczy była już sporo z przodu, więc już nie interweniowałem. Co działo się później to nie wiem.