Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bezpieczeństwo na ultramaratonach - PRZECZYTAJ!
#1
Hipek - taki pewien ultras z warszawskiego team'u: Sanatorium popełnił bardzo dobry i niezwykle ważny artykuł. Jeśli zamierzasz lub już startujesz w ultramaratonach kolarskich, to warto przeczytać (mimo, że długie) - może Ci to uratować zdrowie, a może nawet i życie:


"Przeczytanie tego tekstu zajmie ci kilka minut - prawdopodobnie mniej niż Twój ostatni postój na ultramaratonie. Traktuje on o bezpieczeństwie nas, ultrasów, dlatego obowiązkowo go przeczytaj, niezależnie od tego, czy dopiero zaczynasz swą przygodę, czy nie.


Oto i stoisz: opierasz koła swojego roweru o skrawek asfaltu, który dla Ciebie jest punktem startowym Twojego najbliższego ultrawyścigu. Może przeżyjesz taką przygodę po raz pierwszy, może po raz kolejny, ale jedno nie ulega wątpliwości: by na Twojej piersi zawisnął medal, musisz pokonać co najmniej kilkaset kilometrów na rowerze i dojechać na metę. Kilkaset kilometrów, pełnych pułapek i niespodziewanych zdarzeń. Przygoda, ale i możliwość zapamiętania niektórych sytuacji, niestety, na dłużej. Co zrobić, żeby po każdym ultra przeważały przyjemne wspomnienia?

Zacznijmy od Ciebie, weteranie. Być może to Twoje n-te ultra, a być może w ultra startujesz pierwszy raz, ale jesteś za to oblatany w kolarskich ustawkach i wyścigach do tego stopnia, że słowo "dom" jest dla Ciebie synonimem słowa "peleton". Siedzisz, lekko znudzony na ramie roweru, czekając na sygnał do startu, ale wewnętrznie tylko czekasz na... START! Adrenalina uderza w Ciebie niczym wściekły, goniący rowerzystę pies. Momentalnie zachodzi w Tobie kilka reakcji chemicznych o których wiesz, i kilkaset, o których nie masz pojęcia, ale w tej chwili jest to nieistotne, bo liczy się, to, że jedziesz, liczy się trzymanie koła, ergonomiczna pozycja, dynamika pedałowania. Ktoś przed Tobą najwyraźniej nie trzyma dobrego tempa, więc wychodzisz na krótką zmianę. Wyskakujesz przed grupę; co z tego, że obcierasz się przy okazji o TIR-a: kolarstwo to walka, wojna, czysta moc pomieszana z zapachem potu i izotonika... Co z tego, że po jakichś stu kilometrach zejdzie z Ciebie wola walki i ze zdziwieniem zdasz sobie sprawę, że nawet nie zbliżasz się do połowy dystansu (nie mówiąc o mecie), co z tego, że wtedy zastanowisz się, czy koniecznym było rwanie tak, jakby finisz czaił się tuż za rogiem, co z tego, że przy okazji wbijania się w czoło grupy ktoś za Tobą prawie liznął Twoje koło... liczy się tu i teraz! Liczy się walka! Samochód nie może wyprzedzić? To jego problem. Postawiliście wachlarz na szerokości półtora pasa? Przykro, jest skośny wiatr. Za Tobą ciągnie się wielokilometrowy korek? Przecież to nie Twój problem, w końcu i tak mkniesz jak wiatr. Walka, wojna, moc, zaciśnięte zęby, tylko to, tylko to!

Czy na pewno?

Odpuść sobie rozkręcanie się do finiszu na pierwszych metrach. Poświęć moment na pokazanie dziury w asfalcie koledze z tyłu i, na bogów, nie rób tej rybki! Zaakceptuj fakt, że czerwone światło to okazja do rozprostowania pleców, a nie do urwania kilku dodatkowych sekund, byle ostrożnie. Pozwól każdemu popracować równo i daruj sobie, tak typowe dla ultra, przepychanki na pierwszych kilometrach, pokazywanie kto ile może i kto ma co pod maską, bo dystans ma kilkaset kilometrów, a najistotniejsze fragmenty, kiedy to właśnie okaże się, komu zostało więcej zasobów, są jeszcze kilkanaście godzin przed Tobą. Nie jest to potrzebne nikomu: nie ugrasz na tym wiele (jeśli cokolwiek), ale za to możesz stracić sporo czasu.

Przejdźmy dalej: stoisz po raz pierwszy na starcie takiego maratonu. Pierwszy raz też pokonasz dłuższy dystans jadąc z większą grupą kolarzy, ale nie będzie to jazda tak, jak na rajdzie turystycznym... Widzisz, jazda w peletonie to rodzaj zabawy towarzyskiej, takiej krzyżówki sportu z kalamburami, w której osoba jadąca z przodu widzi zwykle więcej niż osoba z tyłu, a rozgrywka polega na przekazaniu do tyłu grupy informacji o nadciągających przeszkodach. Może to być inny, jadący wolno rowerzysta, czerwone światło, dziura w asfalcie albo zaparkowany samochód. Celem tej wesołej gry jest sprawienie by każdy z kolarzy jadących w grupie ominął tę przeszkodę sprawnie i bezboleśnie. Jeśli chodzi o katalog magicznych symboli, którymi zwyczajowo posługują się uczestnicy tej zabawy, to możesz go znaleźć na przykład tutaj: https://rowery.jednoslad.pl/pub/zasady-j...ie-13608/#.

Dodatkową częścią tej zabawy jest hamowanie - lub zwalnianie - tak, by wszyscy zdążyli zareagować, bo w przypadku gwałtownego hamowania bez potrzeby i uprzedzenia innych ryzykujesz tym, że poczujesz na swoich plecach zawodnika z tyłu, który szepnie Ci do uszka kilka miłych słów podczas Waszego krótkiego, wspólnego lotu na glebę. W zasadzie nie "kilka miłych słów", tylko "jedno słowo" i nie "szepnie" tylko "wykrzyczy". Ale reszta się zgadza.

Na zawsze musisz zapamiętać kilka rzeczy: jadąc w grupie odpowiadasz nie tylko za siebie, ale i za innych, tych jadących za Tobą, a Twój sygnał może oszczędzić komuś tylko nerwów, ale może i konieczność łatania dętki, nie mówiąc o wywrotce. Jeśli jedziesz na pierwszej pozycji, to ponosisz najwięcej odpowiedzialności: to Ty ustalasz ogólny tor jazdy grupy, to Ty najwcześniej - i z daleka - ujrzysz każdą przeszkodę, wreszcie to Ty masz najwięcej czasu na reakcję. Po Twojej stronie jest pilnowanie, by grupa jechała cało i bezpiecznie i nie wolno Ci o tym zapominać. Jeśli "peleton" kojarzy Ci się, póki co, tylko z transmisjami z Grand Tourów w telewizji, to nie byłoby od rzeczy pojawienie się na kilku zgrupkach w Twojej okolicy - z dużym prawdopodobieństwem znajdziesz taką, która pojedzie Twoim tempem, a przy okazji pozwoli Ci się obyć w nowej rzeczywistości.

Lemondka to przecudne urządzenie, które pozwala odpocząć Twoim zmęczonym dłoniom, plecom i do tego jeszcze poprawia aerodynamikę. Same plusy... chyba że jedziesz na niej w grupie, dzięki czemu pozbawiasz się kompletnie możliwości hamowania i dynamicznej reakcji, a w przypadku jakiegokolwiek zdarzenia na drodze możesz co najwyżej efektownie się wyrąbać. Miej to na uwadze i korzystaj z niej tylko wtedy, gdy jest to bezpieczne.

Przechodzimy wreszcie do najważniejszej części, tego, co jest najbardziej oczywiste i, o dziwo, często ignorowane: maratony ultra odbywają się, podobnie jak część maratonów turystycznych i ustawek kolarskich, w otwartym ruchu drogowym. Ciągnie to za sobą wszystkie obowiązki, jakie nakłada na Ciebie, poza prawem o ruchu drogowym, również Twój zdrowy rozsądek.

Zacznijmy od najprostszego: zmęczenie i senność. Czasem się zdarza, że pierwsi lądują na mecie już w okolicy północy. Częściej jednak jest to tej nocy środek, a większość osób ma przyjemność spędzić w trasie całą noc. Jesteśmy zwierzętami dziennymi: w nocy organizm chce spać i będzie się o tę atrakcję dopominał, czasem dość brutalnie i gwałtownie. Ogólną zasadą jest: jeśli w którymś momencie zaczniesz zastanawiać się nad tym, czy powinieneś dalej jechać, to znaczy, że już jest za późno i przegapiłeś tę chwilę, kiedy trzeba było odpocząć. Zrób to jak najszybciej. Czasem wystarczy krótka, kilkunastominutowa drzemka, czasem godzinny sen, a czasem - przykro mi - trzeba wleźć w krzaki, albo zaprzyjaźnić się na noc z jakimś agro albo hotelem. Jeśli wydaje Ci się, że zaśnięcie na rowerze jest trudne: nie jest. Rzeczywistość nagle przesuwa Cię z miejsca w którym byłeś, do miejsca w którym aktualnie jesteś. I może to być zarówno cudowny, miękki dźwięk chwyconego pobocza (bo to jest najlepsze, co może się wydarzyć), ale i teleportowanie się na środek własnego lub sąsiedniego pasa ruchu. Nie chcesz tego Ty, nie chce tego nikt, więc jeśli czujesz potrzebę odpoczynku - odpocznij. Jeśli jej nie czujesz: to zastanów się, czy nie powinieneś tak czy inaczej odpocząć. Pamiętaj, że z realnego poziomu zmęczenia zdasz sobie sprawę dopiero wtedy, gdy, na przykład, wskoczysz na stację po coś do picia; dopóki jedziesz, najczęściej powiesz sobie, że "jest nieźle".

Żyjemy w kraju, w którym prowadzi się nieustanną wojnę podjazdową na drogach publicznych. W szczególności, zgodnie z wszelkimi prawidłami wojny, nierozsądnym jest ujawnianie przeciwnikowi zarówno swoich zamiarów jak i własnej pozycji. Na ultra myślimy trochę inaczej. Najczęściej będziesz w trasie przez całą noc, więc zadbaj o swoje oświetlenie - i nie chodzi tu tylko o to, żebyś tylko Ty wiedział, że je masz. Dobre światło to powód do dumy, pozwól każdemu je zobaczyć, niech każdy patrzy i zazdrości. Zadbaj o coś więcej niż "pchełkę" nadającą się do jazdy wieczorem po mieście, dołóż jakiś odblask. Pamiętaj: kierowca samochodu, który mija Cię o trzeciej nad ranem, może być tak samo senny jak Ty, do tego ma ciepło, przytulnie, a w radio leci jakaś usypiająca muzyka (serio: kto wpadł na pomysł, żeby nocą radio grało tylko ballady albo inne smęty?!). Daj mu się zauważyć z wyprzedzeniem, skup na sobie jego uwagę, niech ma czas na reakcję i zaplanowanie manewru.

Podobnie jest z sygnalizowaniem skrętu: jeśli kierowca z tyłu nie wie, czy tylko rozluźniasz sobie dłoń, czy się drapiesz po zadzie, to daruj sobie takie sygnalizowanie. Zamiast tego wywal łapę w bok tak, żeby widzieli to nie tylko kierowcy dookoła, ale również wszystkie obserwujące teren babcie-poduszkowce. Zrób to tak, żeby miesiącami opowiadano, że był tu taki kolarz, co tak pięknie sygnalizował manewry, że smartfony z wrażenia traciły zasięg.

Współpracuj też z kierowcami. Jedziemy w otwartym ruchu, przypomnę, czasem po mniej, czasem po bardziej uczęszczanych drogach. Zjedź do boku, nie musisz jechać środkiem pasa. Pozwól się wyprzedzić, machnij ręką, gdy jest to bezpieczne, skorzystaj z możliwości zjechania - na moment i bez zwalniania - na przystanek czy w zatoczkę, żeby ta ciężarówka mogła jechać w swoją stronę. Lepiej, żeby wyprzedzanie odbyło się w momencie, który wybierzesz Ty, niż żeby to miało Cię zaskoczyć.

Kolejna rzecz to to, co na wszelkiej maści wycieczkach, wyjazdach, wyścigach i maratonach jest raczej tajemnicą poliszynela. Krótka piłka: jeśli masz problem z tym, żeby nie wypić browara podczas jazdy, to nie powinieneś wybrać się na ultra tylko do specjalisty. Jeśli potrzebujesz "izotoników" i uzupełnienia "mikroelementów", to katalog piw bezalkoholowych w Polsce jest bardzo szeroki. A jak Ci nie smakują to przypomnę, że podobno potrzebujesz właściwości izotonicznych piwa, a nie alkoholu. Jeśli to Ci nie pasuje, to pozostaje dla Ciebie ultrakolarstwo kanapowe, z laptopem na kolanach. Uwaga dotyczy również wieczoru przed: nikt nie broni wypić piwa w wieczór przedstartowy, ale są granice. Pilnuj ich.

W końcu dojeżdżasz. Udało Ci się ominąć wszystkie pułapki i bezawaryjnie dotrzeć do mety. Na Twojej piersi dumnie tkwi medal, czujesz jego wagę i tym samym wagę swojego Osiągnięcia. Pozostaje rzecz ostatnia: powrót do domu. Jeśli wydaje Ci się, że po całej nocy pedałowania jesteś w stanie bezpiecznie jechać samochodem, to masz rację: wydaje Ci się. Odpocznij. Jeśli musisz sam wsiadać za kierownicę, to zafunduj sobie zasłużony sen. Za kółko wsiądź dopiero wtedy, gdy będziesz w stanie dojechać do domu bezpiecznie.

Katalog możliwych zdarzeń jest nieograniczony. Katalog głupich zachowań również. Celem każdego ultramaratonu jest najpierw bezpieczne dojechanie do mety, a dopiero później wynik sportowy. Pamiętaj o tym. Pamiętaj o innych. Jedź rozważnie, pozwól się zobaczyć, daj szansę się wyprzedzić i spraw, by w pełni cieszyć się na mecie."
[Obrazek: button-127-brown.png]
Żadne słowa nie zastąpią czynów...
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości