Przyszedł czas na kryzys wieku średniego
Mam ja sobie starutki rower marki Romet Viking. Produkcja: około połowy lat 90 XX wieku. Wagi: ponad 17kg. Osprzęt Shimano bez grupy (na przerzutkach napisane jest Topurney). Z przodu 3 blaty, z tyłu 7-rzędowy wolnobieg. Koła z „amelinium” z przodu prostokąt, z tyłu stożek (nie wygląda to źle, ale dobrze też nie), 26 cali.
Czas na zmianę.
Projekt zakłada zmieszczenie się w 4700 polskich cebulionów i „wyprodukowanie” Frankensteina do jazdy po szosie, lesie i niezbyt wymagającym terenie innego typu, czyli coś pomiędzy gravelem, CX, enduro, czy inną szosą. Rower ma mnie wozić do pracy i pozwolić na spokojne zrobienie 60km bez wypluwania płuc.
Zakładam, że uda mi się wsadzić pełną Sorę i ramę od Accenta - chyba, że komuś znudzi się Romet Boreas - te ramy są ładniejsze.
Sprzęt zaczyna się kompletować:
I „majfriend” przysłał mi trochę elektroniki
Przy okazji okazało się, że muszę jeszcze zmienić pas z pulsometrem, bo nie ma łączności ANT+...
Tak, że tak. Projekt się zaczął, mam nadzieję, że na wiosnę go objeżdżę.