Wcześniejsze posty czytałem tylko pobieżnie więc część z tego co powiem może się powtórzyć. Postaram się, w oparciu o własne doświadczenia obalić dogmat Grzegorza, który głosi, że
pulsometr bez badań jest bezużyteczny. Żeby zachować porządek, a także ułatwić polemikę z moimi poglądami wypunktuje swoje argumenty.
1) badania na konkretny dzień
Jak zauważył śp. Heraklit w świecie materialnym nie ma nic stałego (oprócz tego, że sama zmiana jest stała ;-) ). Przechodząc do konkretów na zmienność stref wysiłku wpływają takie czynniki jak: parametry krwi, zakwaszenie organizmu, warunki atmosferyczne, czas, poziom wytrenowania, nawet emocje. We wcześniejszych postach ktoś napisał, że badania zaleca się robić co kwartał, wydaje mi się, że aby osiągnąć całkowitą dokładność, należało by jeszcze częściej(albo w ogóle nie da się jej osiągnąć), rzecz w tym że absolutna dokładność nie jest tu potrzebna. Podam przykład: kilka lat temu moi znajomi z klubu Start Lublin byli na badaniach wydolnościowych na warszawskim AZS-ie. Odbywały się one na specjalnej bieżni ze zmiennym pochyłem. Pierwszego dnia badano strefy wysiłku, oraz maksymalną wydolność, natomiast drugiego dnia mieli do przejechania trasę dostosowaną do maksymalnych możliwości, która była ustalona w oparciu o wyniki z dnia pierwszego. Co najciekawsze niektórym nie udało się tego dokonać, a to może świadczyć o tym, że nawet tak profesjonalne badania nie są pewne w 100%, albo że 2 dnia byli po prostu zmęczeni i ich wydolność była inna.
2) Dostosowanie stref domyślnych
Są pewne parametry, które pozwalają na ustalenie stref: tętno maksymalne, wiek, poziom aktywności, waga (Polar ustala w oparciu o to). Dodatkowym i według mnie jednym z najistotniejszych parametrów w wyznaczaniu tych sfer samemu jest samopoczucie podczas treningu. Nie jest tak trudno wyczuć od której 10 zaczynamy jechać na beztlenie( z resztą nie da się w niej za długo pojechać), strefa mieszana to wiadomo, że poniżej beztlenu a standardowo tak ok 30 itd. Również po badaniach (chociaż strefy nie zmieniają się, aż tak drastycznie ( no chyba że ktoś ma na to super metody
)można to próbować samemu dostosowywać w miarę postępów w treningu.
3) głos rozsądku
Wielu miłośników szybkiej jazdy na rowerze ( wśród nich czasem także ja) ma problem z ograniczeniem wysiłku na treningach. Mówiąc prościej za____ją ile się da. A to nie jest dobra metoda treningu ( jest się mocniejszym jak się nie trenuje w ogóle niż jak się jest przetrenowanym). Jednak ograniczyć nie jest się łatwo, szybka jazda i zaciąganie pod wiatr albo pod górkę słabszym kolegom to niestety czasem pokusa nie do odparcia. Nawet zachowanie złotej zasady, że ostatnie 10% treningu to rozjazd może się nie udać jak nagle zza pleców wyskoczy jakiś napalony dziadek, albo jeszcze lepiej babcia i zacznie Cię odstawiać na swoim jubilacie. Wtedy z pomocą może przyjść pulsometr (szczególnie taki z zaprogramowanymi strefami i sygnałem alarmowym). Takie ograniczenie może uprzykrzyć trening, ale jak ktoś myśli rywalizacji w wyścigach, to czyni go sensownym.
4) organizacja
Kontynuując wątek sensowności treningu, to w moim przypadku pulsometr jest podstawowym narzędziem organizacji. Używam Polara s720i oraz programu pro trainer 5. Na zegarku mam zaprogramowane podstawowe typy treningu: wytrzymałościowy, siłowy-podjazdy, szybkościowy- tępówki, czasówki. To urządzenie pozwala zaprogramować poszczególne fazy treningu od rozgrzewki poprzez wykonywane ćwiczenia, aż do rozjazdu. Przykładowe ćwiczenie tępówki: ustalam ilość tempówek, czas ich trwania, lub długość, lub do osiągnięcia jakiego tętna mają się odbywać, czas odpoczynku pomiędzy tępówkami( wtedy zegarek liczy prędkość restytucji). No i najważniejsza funkcja czyli zapis i przesyłanie danych do PC. Dzięki temu widzę co się działo z moim organizmem w czasie treningu/wyścigu, a z tego mogę wywnioskować czy jest jakiś postęp. Do tego dochodzi przejrzysty dzienniczek treningowy, który naprawdę działa mobilizacyjnie.
5) poznanie organizmu + bezpieczeństwo
Jak przypuszczam idea powstania takiego urządzenia jak pulsometr powstała po odkryciu, że częstotliwość pracy serca jest bardzo istotnym parametrem treningowym. Już samo tętno spoczynkowe badane regularnie może nam dużo powiedzieć chociażby o tym czy organizm jest wypoczęty. Gdy tętno nie spada do tej granicy co zazwyczaj to może oznaczać, że większy postęp treningowy osiągniemy przejeżdżając 50km spokojnym tempem niż wcześniej zaplanowane 130 z kilkoma podjazdami. Co do bezpieczeństwa, to dzięki pulsometrowi możemy zauważyć anomalie typu arytmia, lub migotanie serca. Bez pulsometru kontrolowanie takich rzeczy jest trudne. Zachwalałem powyżej Polara, ale wystarczy zwykły dobrze mierzący pulsometr, żeby wychwycić takie rzeczy(niestety zwykły nie ma funkcji zapisu).
6) pulsometr vs slr carbon 129g
W światku kolarskim występuje choroba zwana przeze mnie „syndromem sprzętowca”. Najkrócej mówiąc polega ona na przekonaniu, że jak będziemy mieli dobry sprzęt wtedy będziemy mocni, będziemy wygrywać wyścigi, itd... poślubimy piękną księżniczkę i dostaniemy połowę królestwa... Niemal każdy przez to przechodzi (a niktórym nie przechodzi). W moim przypadku złudzenie to prysło gdy dostałem gianta tcr na recordzie, który jak na tamte czasy dla niektórych mógł być szczytem marzeń. Zwyczajnie okazało się, że nic się nie zmieniło (no żeby nie przesadzać to z 5% lepsze osiągi). Przesłanie jest takie: nie warto tracić czasu i pieniędzy na coś co nie gwarantuje osiągnięcia celu kolarza ( no chyba że jest nim respekt wśród sprzętowców). Dla mnie od tego sezonu pulsometr jest podstawowym narzędziem organizacji treningu. Pomijając fakt że nie mam zbyt wiele czasu na trenowanie podobnie jak w tamtym sezonie, wyniki pokarzą czy rzeczywiście jest skuteczny.
Jeszcze mała złośliwość na koniec: KermitzOZ napisał:
„Pulsometr nie zwalnia z myślenia. Ja trenuję z głową i bez pulsaka. Czy to lepiej niż wy to niech zaświadczą wyniki
”
No niestety świadczą Grzegorzu :-P