Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Lajtowe Mazury z sakwami
#1
Pewnego razu na towarzyskim spotkaniu Arek wspomniał, że nigdy nie był na mazurach i chętnie wybrał by się tam rowerem. Szybko podchwyciłem ten pomysł, gdyż nigdy nie byłem z sakwami na żadnym wyjeździe, a Mazury bardzo nadawały się na pierwszy raz. Nasz wyjazd trudno nazwać „wyprawą”, gdyż przejechaliśmy około 300 km w trzy i pół dnia… Nie jest to rewelacyjny wynik, ale głównym założeniem wyjazdu była totalna rekreacja, podziwianie wspaniałych krajobrazów i moczenie się w jeziorach- te cele zostały spełnione w 100 procentach.

Dzień pierwszy:
Nasza podróż zaczęła się w niedzielę o godzinie 8:12 w pociągu do Kołobrzegu, przez co był nieco zapchany i musieliśmy przygarnąć parę osób do przedziału. Z rowerami nie było większych problemów, zawsze gdzieś się je upcha ;) W warszawie wschodniej przesiedliśmy się do pociągu jadącego do Suwałk. Tam było o wiele ciekawiej, gdyż na końcu ostatniego przedziału stały już cztery rowery! Na szczęście pociąg był w miarę pusty i nasze pojazdy wylądowały w przedziale pasażerskim. W pociągu poznaliśmy dwóch rowerzystów, którzy pomogli nam się zapakować. Przez całą drogę z W-wy do Olsztyna wraz ze studentami architektury polibudy W-wskiej toczyliśmy zawziętą dyskusję na tematy polityczne, społeczne oraz gospodarcze przez co podróż minęła w miarę szybko. W Olsztynie zwiedziliśmy stare miasto, zahaczyliśmy o lody w makdonaldzie i wyruszyliśmy na wschód w stronę Wielkich Jezior Mazurskich. Parę kilometrów dalej natknęliśmy się na pierwszy zbiornik wodny. Arek wymyślił, ze będziemy objeżdżać wokół wszystkie napotkane jeziora. Wiedziałem, że to mało realne, ale wiedziałem też, że te plany szybko się zweryfikują. Nastąpiło to dość wcześnie gdyż ścieżka wokół pierwszego jeziora zaczęła zmieniać się w mokradła i totalną dżunglę. Wyjechaliśmy więc na łąkę by wydostać się z buszu, bo nie dało się już jechać dalej. W dali widać było jakieś zabudowania, więc postanowiliśmy do nich dotrzeć, przez około 20 minut pchaliśmy rowery przez podmokłą łąkę pełną ostów i pokrzyw które sięgały nam do głowy. Wyjechaliśmy cali pokaleczeni i podrapani, byliśmy trochę zniechęceni już na początku drogi. Dalej kierowaliśmy się na północny wschód i skręcaliśmy w mniej uczęszczane dukty. Takim sposobem dotarliśmy do miejscowości Silice gdzie mieliśmy możliwość podziwiania unikatowego na skalę europejską akweduktu :) Dotarliśmy do miasteczka Barczewo gdzie spożyliśmy posiłek i dowiedzieliśmy się gdzie w pobliżu można nocować. Wybór padł na jezioro Dadaj. Tuż przed jeziorem zrobiliśmy zakupy na kolacje i śniadanie po czym udaliśmy się na poszukiwanie miejsca na biwak. Po dość długich poszukiwaniach znaleźliśmy miejsce na polance przy samym jeziorze pomiędzy prywatnymi działkami, wybór był idealny. Rozbiliśmy namiot, zjedliśmy kolację, wymyliśmy się i udaliśmy na spoczynek.

Dzień drugi:
Rano było bardzo gorąco, tym bardziej w namiocie który nieustannie był ogrzewany przez poranne słońce. Koniecznie chciałem zażyć rześkiej kąpieli w jeziorze do czego namówiłem też Arka. Wtedy też zmieniły się priorytety Arka, który stwierdził, że zamiast objeżdżać jeziora będziemy się w nich kąpać :) W wodzie spędziliśmy bardzo dużo czasu, więc wyruszyliśmy w trasę dopiero po jedenastej. Tego dnia był niesamowity upał, więc marzyliśmy tylko by dotrzeć do Mrągowa i znów zanurzyć się w chłodnej mazurskiej wodzie. Kąpiel w jeziorze Czos była chyba najdłuższa ze wszystkich i chyba też dała nam największą przyjemność ze względu na panujące ogromne temperatury. W Mrągowie zjedliśmy obiad i wyruszyliśmy w kierunku Świętej Lipki. Arek narzucił mocne tempo i na miejscu byliśmy godzinę wcześniej niż planowaliśmy. Organy w Świętej Lipce były w trakcie remontu, co było dla nas dobrym znakiem, gdyż Arek znał bardzo dobrze ludzi którzy je remontowali. Dzięki temu Arek mógł zagrać na organach do których sam robił części, a ja mogłem podziwiać piękno instrumentu którego nigdy nie widziałem wewnątrz. Specjalnie dla nas znajomy Arka zagrał kilka wyśmienitych utworów- niesamowite przeżycie! W Świętej Lipce mieliśmy mały problem ze znalezieniem noclegu, na szczęście Arek wynegocjował z kierownikiem ośrodka że za darmo możemy przespać się pod nieużywaną wiata. W wieczornej kąpieli w jeziorze przeszkodził nam natrętny ratownik rodem z PRL- u, udaliśmy się więc na „dziką” plażę gdzie w kąpieli towarzyszył nam miły tubylec.

Dzień trzeci:
Z ośrodka wyruszyliśmy dość wcześnie. Na wtorek naszym priorytetem było obejrzenie meczu półfinałowego Holandia vs. Urugwaj, dlatego na nocleg kierowaliśmy się do Giżycka. Wyruszyliśmy w stronę Kętrzyna, nie zatrzymywaliśmy się tam i pojechaliśmy od razu w stronę Gierłoży. Przed sama miejscowością skręciliśmy ze szlaku i postanowiliśmy odpocząć nad jeziorem Siercze, gdzie znaleźliśmy niedużą plaże. Po spokojnej kąpieli udaliśmy się do „Wilczego Szańca” czyli wojennej kwatery Hitlera. Kupiliśmy bilety i jadąc wyznaczonym szlakiem spokojnie zwiedzaliśmy wysadzone bunkry. Żar z nieba, przystanki na zdjęcia, jeziora, zwiedzanie- wszystko to bardzo mnie rozleniwiało i powodowało, że turlałem się z niebotyczną prędkością 12-15 km/h. Na szczęście Arek szybko zmotywował mnie do dalszej normalnej jazdy i w dobrym tempie kierowaliśmy się na spotkanie pierwszych Wielkich Jezior. Dotarliśmy nad jezioro Dobskie, gdzie wskazano nam gminną plażę. Z niewyjaśnionych przyczyn gdy tylko weszliśmy do wody wszyscy wypoczywający na plaży i w wodzie zaczęli się zbierać. Dość szybko dopłynęliśmy do wysepki leżącej niedaleko plaży i równie żwawymi ruchami powróciliśmy na plażę, która ku naszemu zdziwieniu opustoszała całkowicie. Zaczęło robić się dość zimno a nad naszymi głowami zauważyliśmy czarne chmury. Szybko się żebraliśmy, włączyliśmy tempomat na wysoką prędkość i w szybkim czasie dotarliśmy do Giżycka. Jak tylko wjechaliśmy do miasta spotkaliśmy naszych kolegów studentów z pociągu. Nocowali oni w Twierdzy Boyen, ale niestety nie dało nam się ulokować z nimi na noc. Po zjedzeniu obiadu zaczęliśmy szukać odpowiedniego miejsca na obejrzenie meczu. Mieliśmy z tym drobne kłopoty, co było dość dziwne zważając na wielkość miasta i liczbę turystów. W knajpie byliśmy już półtorej godziny przed rozpoczęciem meczu i okazało się to słuszną decyzją, bo większość miejsc była już zarezerwowana. Po wspaniałym sportowy widowisku udaliśmy się w kierunku wcześniej znalezionej polanki niedaleko miasta w celu rozłożenia namiotu. Nie była to przyjemna noc, gdyż wiał potężny wiatr, dodatkowo gdzieś niedaleko nas przez całą noc pracowała fabryka, a już koło godziny 5 rano okazało się że na torach kolejowych parę metrów od naszego obozowiska panuje duży ruch :(

Dzień czwarty:
Zebraliśmy się szybko i udaliśmy do miasta, zjedliśmy śniadanie, a ze względu na złe warunki atmosferyczne zrezygnowaliśmy z kąpieli i pojechaliśmy dalej. Pogoda była bardzo nieprzyjemna, wiał wiatr, było dość zimno i gdzieniegdzie czuliśmy jak cos na nas kropi. Jechaliśmy bardzo mocno od samego Giżycka, głównie przez przyjemny chłód i lekko tylni wiatr. Do Mikołajek dotarliśmy ekspresowo. Byliśmy jeszcze najedzeni śniadaniem, zjedliśmy więc kebaba w knajpie i turlając się po deptaku podziwialiśmy białe żagle na wzburzonych wodach jeziora Mikołajskiego. Dalsza droga do Rucianek prowadziła szlakiem rowerowym dookoła Bełdan. W lekko cieplejszej atmosferze pokonywaliśmy kolejne kilometry piaszczystego szlaku, dotarliśmy tak na pole biwakowe na którym zrobiliśmy krótki odpoczynek. Marzyliśmy by wskoczyć do wody w tym zacnym miejscu, niestety pogoda dobitnie nas do tego zniechęciła. Ruszyliśmy więc dalej podziwiając niesamowite wzniesienia i ostre urwiska tuż u podnóża cieszącego oko jeziora Bełdany. Dotarliśmy do Rucianek i zatrzymaliśmy się w ośrodku nad jeziorem Nidzkim. Było to doskonałe miejsce na nocleg oraz oczywiście na obejrzenie drugiego półfinału w ośrodkowym barze. Pomimo niesprzyjającej aury postanowiliśmy popływać w jeziorze. Ledwo wszedłem do jeziora, przez kilkanaście minut non stop pływaliśmy i pomimo tego nie byłem w stanie się rozgrzać. Z wody wyszedłem z sinymi rekami, które rozgrzały piwko i emocje podczas meczu ;) Po meczu z Arkiem rozpaliliśmy ognisko i siedzieliśmy nad wodą do późnych godzin. Tej nocy spaliśmy chmurką. Wstaliśmy dość późno i ze względu na powrót gorącej pogody stwierdziliśmy ze robimy dzień wolnego. Zjedliśmy śniadanie i udaliśmy się na rowerek wodny. Po dwóch godzinach pedałowania, wygłodniali skierowaliśmy się w kierunku centrum by zjeść obiad, wracając zrobiliśmy zaopatrzenie na ognisko i poszliśmy spać. Po dwóch godzinach drzemki zabraliśmy się za ostre poszukiwanie połączeń kolejowych do domu. Nie było to łatwe, ale na szczęście mieliśmy numer telefonu do całodobowej informacji turystycznej, czyli do Holdena :) Wieczorem pograliśmy trochę w karty, nie lubię kart, ale o dziwo tym razem bardzo spodobała mi się ta gra. W nocy kolejne ognisko z kiełbaską i nocne siedzenie przy dźwiękach niedalekiej dyskoteki.

Dzień piąty:
Rano o 5:37 pociąg z Rucianego do Olsztyna, gdzie spotkaliśmy trzech chłopaków z sakwami. Góral z ciężkim terenowym klockiem, słabo napompowanymi oponami i sakwami zrobił na nich duże wrażenie :) W Olsztynie szybka przesiadka i po czterech godzinach byliśmy w stolicy. Tam z powodu błędnego rozkładu i opóźnień musieliśmy czekać 2 godziny na pociąg do lublina. PKP zrehabilitowało się super szybkim dojazdem do Lublina- jedyne 2 godziny i 5 minut. Taki wyjazd był dla nas czymś na co czekaliśmy od dawna. Niesamowita przyroda, wspaniałe jeziora, świetna atmosfera i nieprzespane noce przy ognisku będę pamiętał do końca życia!

Narysowana trasa:

http://www.gpsies.com/map.do?fileId=nagbezuivtjhssec

Statystyki dzienne:

Olsztyn- Dadaj: dystans: 68.00 km, czas: 03:20, średnia 20.40 km/h
Dadaj- Święta Lipka: dystans 79.71 km, czas: 04:10, średnia: 19.13 km/h
Święta Lipka- Giżycko: dystans: 75.00 km, czas: 04:35, średnia: 16.36 km/h
Giżycko- Ruciane: dystans: 83.40 km, czas: 05:32, średnia: 15.07 km/h

Fotki:
http://picasaweb.google.pl/michasbrodow ... _f3pmbuAE#
Wszystkich nas w końcu wytępi forumowe gestapo...
Odpowiedz
#2
relacja super. Czytając mogłoby się wydawać że kilometrów ze 2 razy więcej było :d
"Abstynencja jest dobra, ale powinna być praktykowana z umiarem"
Odpowiedz
#3
zaraz będą jeszcze fotki...wyjazd nienastawiony był na kilometry ale na odpoczynek na rowerze i plan został wykonany w stu procentachSmileSmileSmileSmile
Odpowiedz
#4
Najbardziej spodobał mi się fragment:
"stwierdziliśmy ze robimy dzień wolnego. Zjedliśmy śniadanie i udaliśmy się na rowerek wodny" Smile
Odpowiedz
#5
Fajnie opisaliście wyjazd. bo dość szczegółowo. Zdjęć mało ale na tyle dużo, abym sobie przypomniał moje ubiegłoroczne szaleństwo :mrgreen: Oby więcej turystycznych wyjazdów!
Moja ortografia jest pełna natury-same byki!!Big Grin
Pozdrawiam,
Paweł K.
Odpowiedz
#6
Cześć!
Macie w planach kolejny wyjazd na Mazury??
Odpowiedz
#7
a kto to wie...?
Odpowiedz
#8
Panie Arku, weź Pan coś wykombinuj, bo ja chcę na Mazury.
Terenikiem to ciągnikiem.
Odpowiedz
#9
a co tu kombinować?pakujemy sie i jazda...Smile :-)
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości