michalbrodowski napisał(a):można startować w maratonach i to chyba jego jedyne zastosowanie
Też tak kiedyś myślałem.
michalbrodowski napisał(a):A! I jeszcze jedno: Też Cię lubię Grzesiu
No, ale jednak muszę zabrać głos.
Ja to widzę w postaci takiej sytuacji:
Jadę sobie na wycieczkę, z założenia spokojną, tempo max 20km/h, po drogach mało uczęszczanych itp. Ryzyko prawie żadne, więc daruję sobie kask (jeżdżę w nim tylko na maratonach, ewentualnie na ostrych treningach w grupie, gdzie łatwo o wywrotkę, do turystyki na pewno nie będzie potrzebny). I jadę sobie tak jadę, aż tu nagle pierwszy od pół h samochód mnie chce wyprzedzić. A za kierwonicą baran bez wyobraźni. Droga mało uczęszczana, takie zazwyczaj są wąskie. Ale spoko, zmieści się. Wykonuje więc manewr wyprzedzania. Jedzie 110 km/ (ograniczenie do, 70 - niech będzie a co!). Przecież rucha mały, więc 110 może frunąć. No i wyprzedza, już zaraz będzie się zrównywał z tobą. Nagle wybiega mu przed maskę piesek, gówniarz w swoim piętnastoletnim szrocie z Niemiec panikuje (dostał przecież prawko aż miesiąc temu, myślał, że jest kozak, bo przecież wykręcił już po tej wsi setki kilometrów od tego czasu, ale akurat jak przychodzi co do czego to daje ciała). Przez pieska (a może przez własną głupotę - niepotrzebne skreślić) wykonuje idiotyczny manewr i wjeżdża akurat w Ciebie. Przy ponad 100km/h. Ale ok, nikt nie widział (przecież to taka wiocha - auto raz na pół h), jedzie dalej. A ty sobie leżysz w tym rowie na superlekkim, nowym rowerze (oczywiście bez kasku, bo ważyłby on 200-300g dodatkowo, do tego wiejsko wygląda). No i tak sobie leżysz. Ale niestety ktoś Cię znajduje (niestety, bo tak to byś zaraz zmarł i byłoby po wszystkim). Koleś dzwoni, przyjeżdża pogotowie, odratowują Cię w końcu. Ale jesteś prawie warzywem. Prawie, bo jesteś jednak świadomy wszystkiego. Nie możesz tylko wykonywać ruchów, wyglądasz jak zombie itd.
Co za ironia losu, przecież miałeś jechać na lajtową ustawkę, nigdy nie brałeś na takie kasku i zawsze było ok. Ale ten jeden raz nie było (100km/h, piesek, gówniarz za kierownicą, może to tego jeszcze jakiś gorszy odcinek asfaltu, może wiaterek który zawiał jak akurat dłubałeś w nosie i przez to straciłeś równowagę i wpadłeś pod samochód). A wystarczyło założyć ten wiejski, ciężki (200-300g kask) i teraz byś co najwyżej miał podbite oko (bo gość, którego dogoniłeś po tym jak Cię zepchnął do rowu dał ci w mordę).
Podsumowując: Nigdy nie wiadomo kiedy Cię pieprznie, więc warto się zabezpieczyć i w każdej sytuacji mieć kask na łbie (nawet kiedy jest on pusty jak dzban, z którego nawet Salomon nie naleje).
pOZ
rower
Grzesiek (może niemający zbyt dużo pod kopułą, ale wiedzący, że nawet to trzeba chronić).