Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
20-21 sierpnia, Roztocze, godz. 9.00, Pętla Kunickiego
#51
Jurek S napisał(a):Cieszę się, że udało Ci się Justynę namówić na wyjazd bo jak pamiętam po ostatniej ustawce był zagrożony ;-) Myslę, że po tym wyjeździe żadna wyprawa nie będzie jej straszna. Ale mogłaby się zarejestrować i coś skrobnąć od siebie, chociaż bardzo sympatycznie wyglądacie jako dwa w jednym :-D

Justynka raczej nie czyta forów itp. :/
ale czasami pokazuje jej co ciekawsze "rozmowy" więc można powiedzieć, że jest na bieżąco Smile

Choć jakiś czas temu coś wspominała o założeniu konta, założę, zobaczymy może akurat się wciągnie Wink
Grzegorz
Odpowiedz
#52
Tak zmęczona - w tym tysiącleciu jeszcze nie byłam.
Tak optymistycznie i bezstresowo nastawiona do takiego męczenia się - chyba jeszcze nigdy nie byłam. No ale.. jakie towarzystwo taki stan ducha Smile
Dzięki więc za wszelkie pomoce pod górkę i pod wiatr (fizyczne, słowne i kulinarne), za śmiechy-chichy, miłe gadki szmatki, za echokąpiel tą do kolana i tą całkiem, za wspólne podziwianie wszystkich przyjemnych okoliczności po drodze (w tym przemeteoruWink). Do rychłego!

kilka zdjęć na oklep
Odpowiedz
#53
I ja dziękuję za ciekawą wycieczkę krajoznawczą. Pomimo zmęczenia chętnie przejechałabym tą trasę raz jeszcze. :mrgreen:
[Obrazek: u6674y2011v3.gif]
Odpowiedz
#54
Czas napisać jakąś recenzję z wyjazdu a nie tylko foty wrzucić :-)
A macie... jak dobrniecie do końca moich wypocin (napisanych w 20 minut) to szacunek z mojej strony:

I dzień:
Z sobotę z rana jak tylko wstałem wiedziałem, że to będzie bardzo dobrze spędzony weekend. Szybkie pakowanie, które dało efekt naprawdę ciężkiego plecaka, wypakowanie i zostawienie zbędnych gratów, znów pakowanie i nie wiele się zmieniło :-D
Postanowione jadę z takim plecakiem nie ma już czasu na takie zabawy, plecy i kręgosłup mi się nie złamią... chyba :-D Szybkie śniadanie i długa na pętlę autobusową na Kunickiego, źle oceniłem odległość i się spóźniłem kilka minut prawie wszyscy już byli, co najgorsze gotowi do jazdy.... Jednak nie, nie ma jeszcze koleżanki z posta wyżej-Wiorki, fakt mijałem kogoś po drodze ale nie znałem jej więc tylko ją minąłem na skrzyżowaniu.
Dojechała chwilę później... Moje szybkie przywitanie, zdjęcie plecaka tylko po to aby go założyć i ruszamy w trasę.
Pierwsze km to raczej jazda jeden za drugim bo droga ruchliwa i ciężko jechać dwójkami, po kilku km skręt w lewo na Chmiel i inne miejscowości.
Pogoda z rana idealna temperatura średnia, nie za ciepło nie za zimno, po prostu w sam raz, wiatr boczny troszkę silny ale w sumie nie przeszkadzał w jeździe praktycznie w ogóle.
Pierwsze km mijają bardzo szybko, dojeżdżamy do Krzczonowa (krótki postój) i dalej w trasę, tempo mamy całkiem niezłe bo niezła ekipa jechała :-) Po chwili zanim się obejrzałem dojechaliśmy do Żółkiewki (krótsza przerwa) pierwszy podjazd przed Radecznicą pod wiatr dał się odczuć w nogach, potem niezły zjazd do Radecznicy gdzie mieliśmy dłuższy postój przy kapliczce na wodzie, krótki posiłek, uzupełnianie zapasów i w drogę.
Z Radecznicy pojechaliśmy w okolice miejscowosci Gorajec-Zagroble gdzie na szosie 74 czekał na nas największy i najcięższy podjazd tego dnia. Nic trudnego wszyscy podjechali. Skręt w prawo w polną drogę czerwonym szlakiem do jednego z moich ulubionych miejsc - wąwozy w okolicach Szczebrzeszyna, piękne miejsce jak ktoś nie był niech się wybierze bo warto.
Czerwonym szlakiem do Kawęczyna i potem już Topólcza, Turzyniec, Wywłoczka, Wygwizdów (bardzo ciekawe nazwy miejscowości) i zaraz Zwierzyniec... Tymczasem zauważyliśmy że nie ma z nami Uli... UPS Zgubiła się :-D
Szybko wróciłem trasą którą jechaliśmy i znalazłem ją za zakrętem :-)
16 godzina a my już Zwierzyńcu, standardowo Kościół na wodzie chwila przerwy i jazda w poszukiwaniu noclegu.
Potem po krótkich poszukiwaniach jakiejś restauracji poszliśmy prawie wszyscy na wspólny posiłek w restauracji Czar Roztocza, niezłe jedzenie w dobrej cenie :-)
Wieczorem wypad na pizzę bo być w Zwierzyńcu i nie być na pizzy to nie wypada.
Późniejszym wieczorem wyprawa do sklepu w poszukiwaniu izotoników.

II dzień:
Wstało mi się ciężko bo człowiek "zmęczony" po takim dniu jak wczoraj.
Szybkie poszukiwanie butów i okularów i gdy część osób była na porannej mszy ja poleciałem nad Stawy Echo wziąć sobie poranną kąpiel - rewelacja
Szybki powrót do miejsca gdzie nocowaliśmy, kanapki na drogę szybkie pakowanie i wyjazd do Florianki żółtym szlakiem po drodze wstąpiliśmy zobaczyć jak tam się czują koniki polskie na stawach Echo ale niestety chyba jeszcze spały gdzieś daleko bo w okolicy nie było żadnego.We Floriance koniki już można było obejrzeć, pogłaskać i dać im trochę trawy.
Kierunek Górecko Kościelne i Kościółek na rzece Szum, przyjemne miejsce :-)
Po drodze za moją namową (a trochę tam musiałem pojęczeć Jurkowi) wstąpiliśmy na tamę w okolicach Górecka, bardzo fajne miejsce i okolice, można tam trochę czasu spędzić eksplorując okoliczne szlaki piesze.
Wyjazd z tamy do Tereszpola (krótki postój uzupełnienie płynów w pobliskim sklepie) i jazda do Panasówki przyjemna trasa. Potem Lipowiec i całkiem ciekawa piaskowa droga ok 1km, nie wszyscy dali radę przejechać, trzeba było na początku prowadzić jak ktoś miał cienkie oponki. Smoryń potem Teodorówka i pierwszy większy podjazd tego dnia, bardzo długi i wymagający. Siesta na końcu podjazdu w Teodorówce :-) Potem znów zjazd i drugi podjazd w Albinowie Małym w porównaniu do pierwszego troszkę mniejszy ale za to potem bardzo bardzo długi i szybki zjazd do Hoszni Abramowskiej niestety nawierzchnia kiepska ale zjazd super :-D
W Hoszni Ordynackiej kolejny stromy ale krótki podjazd pokonany bez problemów.
Po tych podjazdach już było tylko z górki :-D
Dojazd do szosy 835 (sporo samochodów,słabo się jechało mimo sporych zjazdów i podjazdów) potem do Tarnawy Dużej, tutaj odłączyły się dwie osoby które pojechały w swoją stronę. Potem już tylko Wysokie, Bychawa (długa relaksująca przerwa) i w trasę do Lublina. Przed samym Lublinem w Osmolicach przerwa na siku, grupa zwierzyniecka uciekła do przodu.
Już miałem trochę dosyć jazdy, bolał mnie tyłek i nogi i dzięki Pawłowi któremu siedziałem tam na kole dotarliśmy w miarę sprawnie do Lublina gdyby nie on wrzuciłbym swoje powolne tempo i dojechał nieco później (Paweł szacun za trzymanie tak wysokiego tempa do samego Lublina). Jednak nie dogoniliśmy Jurka i reszty.
Rozjazd na ścieżce rowerowej i w swoją drogę do domu.
Po drodze spotkałem Ulę i razem pojechaliśmy przez miasto do swoich domów.
Wieczorem w końcu w domu.

Powiem szczerze, że dawno się tak nie zmęczyłem jak drugiego dnia.
Cały poniedziałek regenerowałem się i nie chciało mi się nic, tak więc nie robiłem nic :-D
Było bardzo fajnie, z miłą chęcią to powtórzę, pogoda była idealna, towarzystwo zacne, nocleg wypasiony i w ogóle było bardzo pozytywnie.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości