Zeby nie bylo, ze impreza sie nie odbyla, albo gorzej - ze nie wystartowalem, to kilka slow realcji.
Zaznaczyc nalezy, ze byly ty moje pierwsze zawody w ktorych trzeba bylo plynac lub jechac rowerem (wczesniej startowalem tylko w biegach solidarnosci w liceum
). Zawody bardzo mi sie podobaly z kilku wzgledow. Trafiona pogoda, dobra organizacja w wiekszosci aspektow, fajne nagrody - kliczowe czynniki
. Poniewaz przez ostatnie dwa lata dosc regularnie biegalem (jogging przynajmniej dwa razy w tygodniu), to przygotowania skupilem na szlifowaniu plywania i jazdy rowerem. To byl blad! Dodatkowo, tydzien przed zawodami chcialem sobie zrobic sprawdzian i pobieglem z Węglina Północnego nad Zalew i z powrotem. Niestety nie wytrzymala tego moja stopa. Jeszcze nie wiem co mi jest, ale najwyrazniej ją przeciążyłem. Ostatnie dni przed zawodami chodzilem kulejąc. Poniewaz jednak za start zaplacilem, hotel tez juz mialem zaklepany to postanowilem jechac aby zobaczyc chociz jak to wyglada. Plan minimum to bylo przeplynac i przejechac. Bieganie - na tyle ile stopa pozwoli.
W sobote wieczorem, gdy dojechalem, zdazylem jedynie na odprawe techniczna. Byl to wyklad o tym, ktoredy przebiega trasa i czego robic nie mozna w czasie zawodow (chodzilo glownie o drafting). Wczesniej byl takze przeprowadzony objazd po trasie rowerowej, ale na ta czesc nie zdazylem. Na szczescie trasa byla bardzo dobrze oznaczona. W sobote nalezalo zostawic rower w parku maszyn (nie wiem dlaczego taki byl warunek). W niedziele mozna bylo doniesc reszte rzeczy i zrobic ostatni serwis roweru w strefie zmian.
O 7mej startowal dystans pelny. Mozna bylo sobie podpatrzyc jak wygladaja strefy zmian profesjonalistow. O 10tej mozna bylo sobie wejsc do parku maszyn i zrobic wspomniany serwis. Moj start na HIM (half ironman) odbywal sie o 11tej. Plynalem w zwyklej piance windsurfingowej. Jest ona bardziej sztywna pod pachami od tych triathlonowych, co nieco bardziej ogranicza ruchy ramion w wodzie. Caly dystans przeplynalem klasykiem (czyli zabka). Robilem tak jako jeden z nielicznych. Niestety wczesniej robilem sobie sprawdzian na basenie i wychodzilo mi ze moj kraul jest niewiele szybszy, ale przy tym o wiele bardziej meczacy. Za rok na pewno bede chcial poprawic technike kraula. Generalnie po wyjsciu z wody, wiekszosc biegla na boso, w piance do strefy zmian (jakies 600-800 metrow). Z racji bolacej stopy postanowilem zdjac pianke i zalozyc lekkie buty odrazu po wyjsciu z wody. Pozniej dopiero wbieglem na mate pomiaru czasu (pomiar byl elektroniczny - czipy). Moj czas to 39 min, wiec wg mnie calkiem niezly. W drodze do strefy zmian jeszcze zjadlem zel energetyczny. Przebranie w ciuchy rowerowe - kask, buty, koszulka, spodenki i jazda. Ci ktorzy maja stroj triathlonowy tylko zrzucaja pianke i w mokrym stroju jada. Minusem stroju triathlonowego jest slabsza wkladka (z racji pozniejszego biegania w tym samym stroju jest ona ciensza).
Kazde kolko na trasie rowerowej mialo 30km. Po kazdej petli byl bufet. Na nim woda, izotonik(beznadziejny w smak), banany, i jakies inne duperele. Na rower mialem wlasne zaopatrzenie. Tzn trzy litrowe bidony i dwa banany. Tak jak wspominalem - trasa byla bardzo dobrze oznaczona. Na kazdy skrzyzowaniu stal albo policjant albo ktos z organizatorow. Ponadto ruch byl ograniczony do minimum. Na trase wpuszczani byli samochodami tylko lokalni mieszkancy.
Pierwsze kolko przelecialem ze srednia 33. Wyprzedzilem wielu zawodnikow. Sam jechalem na rowerze za 700 PLN, wiec naprawde duza frajde robilo mi wyprzedzanie te wszystkie kewlarowe wynalazki, dyski i oplywowe kaski. Drugie kolko nie wiem, ale wjezdzajac na trzecie czulem sie juz troche zmeczony i wiedzialem ze lece za szybko. Zaczalem odpuszczac majac rowniez na uwadze, ze za moment bedzie najtrudniejsze dla mojej stopy - bieg. Pewnie z 10 km przejechalem ze stopa wyjeta z buty. Chcialem aby troche odpoczela.
Generalnie rower poszedl gladko. Czas to 3h8min. Czyli srednia wyszla troche ponad 28km/h.
Po zejsciu z roweru zaczal sie koszmar. Bylo goraco. Jedna petla miala 5km. Chociaz to nie byla klasyczna petla. Bieglo sie 2,5km do beczki, gdzie byl nawrót i punkt bufetowy i z powrotem. Dzieki temu mozna bylo korzystac z bufetu co 2,5km.
No wiec chcialem zaczac biec, ale nie moglem. Bolalo mnie pod zebrami. Najprawdopodobniej przepona. Do tego stopa. Jednym slowem dramat. Zaczalem isc, pozniej truchcik. Wtedy uslyszalem dialog zawodnika ze swoja zona:
- Ona: Jak kolano?
- On: Napier$%^lalala.
- Ona: Zejdziesz z trasy?
- On: Predzej zgine.
Generalnie scen tego typu bylo wiecej. Kilku zawodnikow z trasy biegowej zwiozla karetka. Do mnie doszlo, ze nie ma mowy o poddaniu sie. Wkoncu to zawody dla ludzi z zelaza a nie z plasteliny
. A wiec za wszelka cene "czolgalem sie" do mety. Napitalala mnie noga i brzuch. Wyprzedzalo mnie mase ludzi, ale nie odpuszczalem. Truchtalem tak wolno, ze wyprzedzali mnie nawet wysocy kolesie idac piechota
. Po fajnym wyprzedzaniu na rowerze - masakra moralna, ale cisnalem do mety. Jak rozpoczynalem ostate kolko wyprzedzil mnie koles, ktory na oko byl w gorszej formie ode mnie. Pomyslalem wtedy, ze nie moze mnie "taki o - motyla noga" mnie wyprzedzac
. Mimo bolu wyprzedzilem go. Slyszalem jednak jego oddech na swoich plecach. Jak sie zblizal to przyspieszalem i tak do nawrotu. Po nawrocie na beczce ku mojemu zdziwieniu, okazalo sie ze to nie ten koles, ktory mnie wyprzedzil wisial mi na plecach tylko calkiem niezly zawodnik
. Tamtego odstawilem jakies 500m. Stopa sie rozgrzala. Bol jakby byl juz mniejszy. Dlatego ostatnia prosta do mety postanowilem poleciec na maksa.
Kazda petla miala 5km. Ostatnia przebieglem w mniej niz 30 min. Niestety wczesniej sie tak czolgalem, ze calosc - 21 km przebieglem z najgorszym wynikiem w tej fazie 3h 10min. Co najwazniejsze jednak - dotarlem do mety. Co drugie najwazniejsze - pomimo fatalnego biegu nie bylem ostatni
.
Na koniec jeszcze pamiatkowy medal i bluza Finishera
.
Generalnie atmosfera bardzo fajna, rodzinna. Ja jechalem sam i nie mialem zadnego wsparcia, ale mimo to doping obcych osob zagrzewal do walki. Poza tym mam wrazenie, ze ten start mnie troche zmienil
- nie poddalem sie. Za rok na pewno znowu wystartuje. Na pewno lepiej sie przygotuje. Jednak kluczowymi fazami jest bieg i rower. Plywanie wydaje sie byc najmniej istotne.
Na koniec jeszcze filmik znaleziony na youtubie. Nie mojego autorstwa, ale w poczatkowych sekundach widac moje plecy na dole ekrany (niebieskie rekawki).
http://www.youtube.com/watch?v=3D56Vk84CPg
Jesli ktos bylby chetny, to fajnie byloby w nastepnym roku wyruszyc jakas ekipa. Fajnie byloby tez sie wspolnie poprzygotowywac. Razem latwiej o trenerow czy sponsorow. Sam juz korzystam z uslug dietetyka, na pewno tez bede chcial wziasc kilka lekcji technicznego kraula, zeby popracowac nad czasem plywania. Zastanawiam sie jeszcze jak poprawic rower i bieganie.
Pozdrawiam.