Jestem!
Impreza, na którą wczoraj jeszcze miałam nie jechać. Potem plany bardzo szybko się zmieniały :-D W drodze do Lubartowa stwierdziłam, że w tym roku jeszcze nie mam żadnej setki :oops: i może jest cień szansy. Chciałam być w domu ok. 15-16.
I tutaj rzeczywistość rozminęła się z planami :roll:
Wyszedł powrót grubo po 19 i 165,15 km przejechane (według licznika, przyznaję bez bicia, że jakieś 1,5 km dokręcałam po osiedlu). Nowa życiówka
Wprawdzie odcinek przez miasto to już było siłą woli, ale chyba wolę mam dosyć silną :-P
Koszulkę mam, dyplomem opiekuje się Ania, grochówki nie próbowałam, ale ponieważ nie jestem fanką tej zupy, to nie uważam, żebym coś straciła ;-)
Dzięki grupce, z którą jechałam za towarzystwo, nawigację i oczekiwanie od czasu do czasu na mnie :-P
Aha, a co do koloru koszulek, to wiecie panowie
prawdziwy mężczyzna nie boi się koloru różowego :-D
Nawiasem mówiąc jak siorbałam herbatkę przed odjazdem do Lublina to padła propozycja zorganizowania ustawki superbohaterów ;-) Będziemy działać!
Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”, choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu.
M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata