PrażonyRabarbar napisał(a):Co dalej? Jakie następne wyzwanie?
Na pewno Imagis Tour w 2010 (1016km ze Świnoujścia do Wołosatego w Bieszczadach w 72 h). Czytałem też o kilku maratonach poza Polską (Dookoła Słowenii, Dookoła Irlandii), ale w przyszłym sezonie raczej skoncentruję się na maratonach MTB i ewentualnie na Pucharze Polski w maratonach szosowych
PrażonyRabarbar napisał(a):Czym zajmowałeś umysł przez te kilkanaście godzin kręcenia?
Liczyłem
Liczyłem średnią, kilometry, obliczałem na którą mogę dojechać, gdzie mogę nocować itd
A poza tym to jakoś leciało
kuczy napisał(a):intryguje mnie jak tyłek zniósł takie obciążenie? Nie mówił "dość, litości, byle nie siadaj"? :-)
Na szczęście zniósł to w miarę dobrze, właściwie to bardzo dobrze. Po pierwszych dniach, gdzie było płasko i ciągle trzeba było siedzieć z niecierpliwością czekałem gór, bo wiedziałem, że tam będzie więcej jazdy "na stojaka" i tyłek odpocznie. I dokładnie tak było
Pod koniec maratonu też było trochę ciężko, ale to bardziej ze znużenia niż dlatego, że coś tam się niedobrego działo. Bardziej chyba bolał mnie kark, bo jak się leży tyle na lemondce to czuć to później, dlatego często musiałem od niej odpoczywać i normalnie trzymać się kiery
Bogdan napisał(a):myślę że gdybyś spróbował od początku utrzymywać stałe tempo i jechać razem z nami a później ze mną było by lżej i dla mnie i dla Ciebie i wynik nasz byłby dużo lepszy
No tylko, że ja to lubię sobie pospać i czasem na dłużej przystanąć i dlatego jechanie razem mogło nie wyjść wtedy mi na dobre. Szkoda, że na samym początku zostałem przez te sprawy z autem i zgubieniem trasy, bo może rzeczywiście byśmy we trójkę przynajmniej do gór pociągnęli.
Paweł K. napisał(a):ten maraton to nie jest zwykły wyścig a prawdziwe mistrzostwa dla umysłu, nie wspominając już o wysiłku fizycznym.
No taka jest prawda, mocne nogi to tylko mała część sukcesu. Oprócz tego liczy się logistyka i przede wszystkim głowa.
pOZ
rower
Grzesiek