Jeździłem po tamtych okolicach zanim powstało GV, jeździłem też trochę poprzedniego lata. Sama trasa ma tę zaletę, że prowadzi bocznymi drogami, często nawet bez ruchu kołowego. Okolice świetne. Porobiono przystanki rowerowe, na których są ogromne tablice informacyjne, na każdym takie same, informujące jak to się napracowali (przecież nie za darmo) TFUrcy (przez wielkie TFU, oczywiście) tego szlaku (rozumiem, formalne ograniczenia w przebiegu, ale nie da się wyjaśnić powodu stawiania tych kretyńskich tablic, przy braku normalnych tablic informacyjnych). Nie ma natomiast żadnych informacji dla użytkowników, czyli rowerzystów. Mówiąc krótko - masz szlak, ale bez własnej mapy i tak nic nie wiesz; nie wiesz nawet, gdzie jesteś. Żałosne, prawdę mówiąc; takie - ewropejskie! Bez tego szlaku też dałoby się tę lub podobną trasę przejechać wg dobrej mapy. Samą ideę szlaku rowerowego długodystansowego uważam za wielce pożyteczną i fajną. Pewnie wkrótce powstanie klub tych, którzy przejechali GV, a może już jest?