mariobiker napisał(a):W NORMALNYM sklepie odbierasz rower gotowy (wyregulowany, niezależnie od ceny) do jazdy.
To po pierwsze. Po drugie nikt w NORMALNYM sklepie rowerowym nie zostawi Cię samego z problemem. Generalnie to tak jak w przetargach. Najczęściej jedynym kryterium wyboru klienta jest cena. A później wielkie oczy, że nie jest tak różowo jak to miało być, bo trzeba regulować, serwisować itd, a przecież miało samo jeździć. Tanio to można kupić rower w Media Expert albo w Decathlonie, tylko pytanie co później? Nie mówię, że każdy ma jeździć na Specu czy Treku, bo jest jeszcze cała masa innych rowerów i każdy znajdzie coś dla siebie, ale w pierwszej kolejności należy się zastanowić czy chcę tani rower w tanim sklepie czy dobry rower w dobrym sklepie, który później nie pokaże ci środkowego palca jak trzeba będzie zrobić reklamację albo w czymś doradzić. Wysyłka towaru do dystrybutora kosztuje. Jeśli sklep sprzedał rower i zarobił na tym 50zł to nic dziwnego, że każą klientowi spadać na drzewo, bo uwzględnienie reklamacji (albo w ogóle przekazanie jej dalej do dystrybutora) będzie się wiązało ze stratą poniesioną na tym rowerze a nie z zarobkiem. Ale wiadomo: większość ludzi patrzy krótkowzrocznie i kombinuje jak tu najmniej zapłacić. Też nie lubię wydawać dużo kasy na sprzęt (a wierzcie mi, większość hajsu właśnie na to kolarstwo mi schodzi) i dwa razy się zawsze zastanowię zanim coś kupię. Ale już nie raz przekonałem się, że lepiej czasem dopłacić i mieć pewność niż kupować coś, co kosztuje najtaniej. Przykład: kupujesz kurtkę przeciwdeszczową w Lidlu za 80zł i kurtkę znanej zamiast renomowanej firmy za 3x tyle. Kończy się to na tym, że w deszczu nie jeździsz, a jak już jeździsz to jesteś cały mokry, bo nie odprowadza potu i generalnie średnia przyjemność. Wyrzucasz, kupujesz kurtkę 3x droższą i w efekcie płacisz za nią nie 240zł tylko 320. Podobnie jest z rowerami, przerabiam to na co dzień, wiadomo dlaczego. Nie raz było tak, że klient przychodził po rower za 1200, a wychodził z takim za 2k. Bo po rozmowie poszedł do domu, poczytał i naprowadzony zdał sobie sprawę, że lepiej dołożyć teraz 800zł niż później ratować trupa. Oczywiście bywa też, że klient przychodzi po rower za 2500, a wychodzi z rower za 1800, bo wspólnie dochodzimy do wniosku, że jak i tak będzie jeździł tylko w lecie na działce to nie ma co wydawać kasy i lepiej np. kupić kask. Ale tego też w sklepie tanim nie uświadczysz - każdy będzie chciał opylić rower jak najdroższy żeby jak najwięcej na nim zarobić. A klient już tam nie wróci, bo po pewnym czasie zda sobie sprawę, ze przepłacił. No, rozpisałem się, pewnie niepotrzebnie, ale jakoś nie mogę przejść obojętnie jak widzę, że istnieją takie procedery w sklepach rowerowych, a ludzie i tak dalej ich bronią.