Jakoś tak na początku zeszłego miesiąca także widziałem, jak kogoś ze ścieżki zabierało pogotowie, czyli można wnioskować, że takie rzeczy dzieją się niepokojąco często. Co prawda nie wiem, czy tamten wypadek spowodowany był przez jednego z tych wariatów na lśniących rowerach, ale oni istnieją i stanowią pewien problem, bo rzeczywiście nie sprawiają wrażenia ludzi, którzy poza szybkim kręceniem pedałami wiele więcej potrafią. Szczerze mówiąc parę razy miałem stracha, gdy taki ktoś wyskakiwał mi z naprzeciwka i wymijał mnie w ostaniej chwili albo śmigał tuż obok, gdy wymijałem akurat jakąś babcię na wigrusie. I jeżeli ja miałem na liczniku nieco ponad dwudziestkę, to z jaką prędkością taki świr musiał się poruszać, że tylko mi migał w oczach?
Pojawia się głupie pytanie: gdzie są policjanci i strażnicy miejscy na rowerach. Bo właściwie ja tylko widziałem jak pchali się z całymi radiowozami na ścieżkę. I co? Takiego wariata będą gonić na sygnale po ścieżce rowerowej??!
Jest jeszcze jedna sprawa; nieoświetleni biegacze i piesi wręcz w strojach maskujących po zmroku łażący niewłaściwą stroną. Do przeciętnego nieoświetlonego rowerzysty jednak dociera, że ten oświetlony może go zobaczyć czasem i w ostatniej chwili. Natomiast cała reszta najwyraźniej sądzi, że skoro rowerzysta ma światło to wszystko świetnie widzi na pięćdziesiąt metrów co najmniej.