17-06-2009, 00:59
zakladam ten temat nie po to aby sie chwalic jaki ze mnie hardcore'owiec ale PRZESTRZEC WSZYSTKICH ktorzy smieja sie z "kaskowcow','twardoglowych' itd i jeszcze nie zdecydowali sie na zakup kasku.
rzecz miala miejsce wczoraj.uderzylem glowa/twarza/szyja (w koncu sam nie wiem) w niewidoczna galaz w trakcie podjazdu pod malutkie wzniesienie.po jakichs 15 min przyjechala karetka(mimo tego ze bylem 500 m. od szpitala na krasnickich).sanitariusza zamurowalo na moj widok.potem gaza na nos, kolano, jako takie badanie fizjakalne, kolnierz i do karetki.oczywiscie awantura bo ja roweru nie zostawie-ulegli i wzieli do karetki.szybko na SOR-pan ze zlamanym palcem zemdlal na moj widok(podobno, bo lezalem na wozku, a poza tym przez opuchlizne na twarzy prawie nic nie widzialem).w wielkim skrocie: wywiad medyczny,kroplowka z soli fiz. i ketonalu,czyszczenie,znieczulenie miejscowe i szycie nosa,opatrunek kolana,przeswietlenie kolana,klatki piersiowej,kregoslupa szyjnego,czaszki,zatok itd.kilka godzin na obserwacji i wypis do domu.konsekwencje wypadku:"rana tluczona grzbietu nosa(zlamany nos+5 szwow),stluczenie wargi gornej i dolnej,drobne uszkodzenie zebow(nie wiem czy takie drobne bo przez ladna chwile plulem szkliwem i chyba zeby lewej czesci dolnej szczeki przemiescily mi sie troche do wewnatrz-zobaczymy jak zejdzie opuchlizna),glebokie otarcia przedniej pow. szyi" - reszty nie moge rozczytac.generalnie rzecz biorac "powazny uraz czaszkowo-mozgowy"-teoretycznie tydzien na neurologii. z tego co powiedziala pani doktor-polamany nos i cala reszta to pikus przy tym co moglo sie stac gdybym nie mial kasku-stwierdzila ze uratowal mi zycie.np. owa galaz mogla wbic mi nos "do wewnatrz" po czym zmiazdzyc grdyke i prawdopodobnie zlamac kregoslup.nie mowiac juz o tym ze upadlem na potylice i to kask zamortyzowal wiekszosc uderzenia.
najprawdopodobniej przod kasku przyjal pierwsze uderzenie i oslabil jego sile.pozniej galaz schodzac w dol zlamala mi nos,uderzyla w szczeke a na koncu zatrzymala sie na grdyce i obojczykach zrzucajac mnie z roweru - tak sadze po ogledzinach miejsca wypadku.musialem konkretnie przywalic bo na galezi brakuje niezlego kawalka kory.
moja historie pozostawiam wszystkim pod rozwage i apeluje o rozsadek podczas jazdy.wiadomo ze niedlugo zdejme kolnierz,zaczne normalnie oddychac i jesc,lima spod oczu znikna a nos sie nastawi i zrosnie... a co by bylo gdybym nie mial kasku?
... mam nadzieje ze wylize sie do nastepnej masy
rzecz miala miejsce wczoraj.uderzylem glowa/twarza/szyja (w koncu sam nie wiem) w niewidoczna galaz w trakcie podjazdu pod malutkie wzniesienie.po jakichs 15 min przyjechala karetka(mimo tego ze bylem 500 m. od szpitala na krasnickich).sanitariusza zamurowalo na moj widok.potem gaza na nos, kolano, jako takie badanie fizjakalne, kolnierz i do karetki.oczywiscie awantura bo ja roweru nie zostawie-ulegli i wzieli do karetki.szybko na SOR-pan ze zlamanym palcem zemdlal na moj widok(podobno, bo lezalem na wozku, a poza tym przez opuchlizne na twarzy prawie nic nie widzialem).w wielkim skrocie: wywiad medyczny,kroplowka z soli fiz. i ketonalu,czyszczenie,znieczulenie miejscowe i szycie nosa,opatrunek kolana,przeswietlenie kolana,klatki piersiowej,kregoslupa szyjnego,czaszki,zatok itd.kilka godzin na obserwacji i wypis do domu.konsekwencje wypadku:"rana tluczona grzbietu nosa(zlamany nos+5 szwow),stluczenie wargi gornej i dolnej,drobne uszkodzenie zebow(nie wiem czy takie drobne bo przez ladna chwile plulem szkliwem i chyba zeby lewej czesci dolnej szczeki przemiescily mi sie troche do wewnatrz-zobaczymy jak zejdzie opuchlizna),glebokie otarcia przedniej pow. szyi" - reszty nie moge rozczytac.generalnie rzecz biorac "powazny uraz czaszkowo-mozgowy"-teoretycznie tydzien na neurologii. z tego co powiedziala pani doktor-polamany nos i cala reszta to pikus przy tym co moglo sie stac gdybym nie mial kasku-stwierdzila ze uratowal mi zycie.np. owa galaz mogla wbic mi nos "do wewnatrz" po czym zmiazdzyc grdyke i prawdopodobnie zlamac kregoslup.nie mowiac juz o tym ze upadlem na potylice i to kask zamortyzowal wiekszosc uderzenia.
najprawdopodobniej przod kasku przyjal pierwsze uderzenie i oslabil jego sile.pozniej galaz schodzac w dol zlamala mi nos,uderzyla w szczeke a na koncu zatrzymala sie na grdyce i obojczykach zrzucajac mnie z roweru - tak sadze po ogledzinach miejsca wypadku.musialem konkretnie przywalic bo na galezi brakuje niezlego kawalka kory.
moja historie pozostawiam wszystkim pod rozwage i apeluje o rozsadek podczas jazdy.wiadomo ze niedlugo zdejme kolnierz,zaczne normalnie oddychac i jesc,lima spod oczu znikna a nos sie nastawi i zrosnie... a co by bylo gdybym nie mial kasku?
... mam nadzieje ze wylize sie do nastepnej masy