Czas na małe streszczenie
Wyjechaliśmy kilka minut przed czasem, wszyscy rwaliśmy się do drogi wierząc że to będzie lajcik. Do Chełma dotarliśmy w dobrej formie, trochę po płytach, trochę żużlówką, w większości jednak niezłym asfaltem, ale upał już zaczynał robić "swoje" Lody w Chełmie trochę ochłodziły, ale nasz zapał do jazdy
. Wiadomo było że rozleniwią, ale w tej cenie i takie wielkie i dobre, nie sposób było przejechac obojętnie
Z Chełma wyjechaliśmy w stronę Dorohuska i pierwsze braki wody uzupełnialiśmy w sklepie obok długiego korowodu tirów. Dorohusk mienęliśmy w bardzo burzliwej atmosferze ponieważ Marcin (mani_73) chciał koniecznie granicę przekroczyć do czego cała grupa usilnie starała się nie dopuścić. Koszty całego zamieszania nie były małe, bo chcąc ratować sytuację musiałem się zatrzymac a ponieważ debiutowałem w butach SPD oczywistym było że o tym fakcie zapomnę, więc stało się to co się stać musiało. Dlaczego tylko ten beton taki twardy? Ze stłuczonym barkiem i obdartą nogą musiałem wyglądać bardzo tragicznie a współczucie grupy było tak duże że nikt nie pomyślał nawet żeby zrobić fotę tej z obiektywnego punktu widzenia bardzo komicznej sytuacji. Po Dorohusku trafiliśmy na zalew w Husynnem, małe chłodzenie stóp kilku odważnych bo reszta wolała się opalać w południowym słońcu, co później pewnie miało swoje skutki podczas dalszej wędrówki.
Znowu buty dały znac o sobie, ale tym razem mięciutki piach plaży ratował to co jeszcze było do uratowania
Przed Dubienką wdrapaliśmy się na 10-cio metrowy Kopiec Kościuszki upamiętniający jak się nie mylę jakąś bitwę pod Dubienką. Do Dubienki dojechaliśmy dokręcając nawet do 30km/h a tam uzupełnienie płynów i foty z czołgiem. Jednak uzupełnianie płynów było przyjemniejsze, ale nie wszyscy chcieli
Dzień zaczynał się kończyć a my mieliśmy dopiero połowę drogi za sobą czyli 100 km ze stu pięćdziesięciu więc nikt nie wiedział "
ile jeszcze zostało"
W drodze do Horodła padła męska decyzja, omijamy Horodło i jedziemy na skróty
Decyzja bardzo rozsądna, jednogłośna aczkolwiek podjęta po długich analizach i dyskusjach
Skrót okazał się przedwczesny i pokąsani przez komary, zmęczeni ale jeszcze gotowi walczyć do końca nadrabialiśmy stracone kilometry, które jednak stracone do końca nie były, bo na pewno "poszły w nogi". Dobre i to
Innymi słowy musieliśmy zawrócić, dzięki czemu dotarliśmy do hrubieszowa rezygnując jeszcze z jednego skrótu po drodze (polna droga), intuicja Jurka nie zawiodła bo ta polna mogła nas naprawdę zabić
W Hrubieszowie przemknęliśmy cichaczem obok cmetarza pognaliśmy prosto do Kryłowa. Co prawda późno już było bardzo, ale skoro pojawiła się taka atrakcja jak Murawy Kserotermiczne z punktem widokowym gdzieś na wysokości Kosmowa albo wyżej to musieliśmy sobie popatrzeć tak z pół godzinki chociaż
Po odtrąbieniu sygnału do ruszania, z minami zawodu ruszyliśmy do Kryłowa który za chwilke wyłonił sie nam na trasie, jednak początek był tak długi że "pociśnięcia ile się da" nie na długo wystarczyło i trzeba było mierzyć siły na zamiary, ale i tak wpadliśmy do niegdysiejszego miasta, obecnie wsi Kryłów wywołując poruszenie wśród mieszkańców
Główna atrakcja Zamek okazał się niedostępny. Pomimo odwagi całej grupy i zapału zdobywania, po oszacowaniu zysków i strat okazało sie że zycia tracić nie warto (komary, gzy, i coś jeszcze latającego) więc pojechaliśmy prosto do źródełka. Pora była jeszcze spoko, jednak im bardziej się zbliżaliśmy do żródła tym bardziej było ciemno. Przy żródle byliśmy przed... chyba dwudziestą, może po dziewiętnastej, a może 19.30? Trudno powiedzieć bo po zaczerpnięciu wody świat zwariował. Pioruny rozszalały się i jakby celowały prosto w nas, chociaż Andrzej sprawiał wrażenie jakby chciały trafić tylko w niego
Jak już każdy wodę miał w bukłaczku, burza dała za wygraną i z podniesionymi głowami udaliśmy sie na zasłużony odpoczynek w agro przejeżdżając wioskę Gotów tam i z powrotem bo niby dróżka boczna miała być oświetlona i tylko jena. W rzeczy samej taka też była, ale jakimś cudem jej nie widzieliśmy. Może emocje z walki o wodę były jeszcze zbyt silne.....
Powrót był zgoła inny, też z emocjami i też z walką o życie, ale o tym innym razem bo idę z psem.
Przepraszam za błedy i stylistyke
ps. nie wiem jak inni, ale dla mnie ten wyjazd cenię sobie właśnie ze wzgledu na trud i szacun dla wszystkich za hart ducha podczas tej wyprawy
@dyndul, miałem przygotowane 3L hipotonika plus max 2L dotankowałem czyli coś około 5L w jedną stronę oczywiście