Cóż, nagrody nie dostałem. Ale było warto.
Zadania z jajem, mi się podobało darcie ryja pod komisariatem, wożenie forsycji w ramie i rozklejanie plakatów.
Złachałem się jak po jakimś maratonie.
Takiego natężenie punkowości nie doświadczyłem od kilkunastu lat i chwilami czułem się wśród załogi jak zbowid jakiś :-P
Dzięki za przefajny dzień. ;-)
;-) Oddam swój rower temu, kto przejedzie na tekturowym antybajku 1 metr.
Edit: Ekstremalny wyścig po mieście był pomysłem do dupy. Co prawda wziąłem w nim udział ale dojeżdżając w okolice deptaka już zapalała mi się czerwona lampka w bani.
Jak powiedział jeden z jadących w tym wyścigu- narażanie sibie- spoko. Ale narażanie jakiejś kobitki z dzieciakiem na spacerku po kościółku- na nic.
Za duży był ruch i za dużo ekstremalnych sytuacji. Tak uważam. Poza tym rowerowa impra od tekturowców świetna.