Taki dziś przeczytany fragment opowiadania Andrzeja Stasiuka ze zbioru "Zima":
"[...] minął sklep pana Wacka z materiałami piśmiennymi, popatrzył na stojący od tygodni szereg taksówek, przeciął Piekarską i po paru stopniach wszedł do sklepu z roweram.
Stały zielone, stały czerwone, stały pomarańczowe i błękitne, i czarne, i wszystkie oplecione srebrnymi pnączami osprzętu Shimano. Lakier połyskiwał metalicznie i zmysłowo. Przypominały zwierzęta zbiegłe z techno łąk. Dotykał kierownic, głaskał siodełka i odczytywał napisy: Trek, Mountain, Happy Pedals.
- Słucham - powiedział sprzedawca. - Jaki pana interesuje?
Paweł już chciał odpowiedzieć, że w zasadzie interesują go wszystkie, ale powstrzymał się i odrzekł ostrożnie:
- Właściwie to tylko oglądam. U nas jest taka góra, że żaden rower nie podjedzie.
- Można poprowadzić.
Paweł popatrzył na sprzedawcę jak na kogoś znacznie młodszego i powiedział:
- Jak już człowiek wydaje na coś dziesięć milionów, to chyba nie po to, żeby to prowadzić."
:mrgreen: Dobrze, że mój rower tyle nie kosztował - mogę sobie go śmiało prowadzić ;-)