Hmmm.... W sumie to wypadałoby coś napisać, zwłaszcza, że kolejna wyprawa zakonczona sukcesem, a ja dostałem życzenia na drogę
Czasem było ciężko, a czasem bardzo ciężko... Ale co to byłaby za wyprawa gdyby nie ból, mnóstwo podjazdów i dziurawe drogi
Sumarycznie przejechałem troszkę ponad 6200km + przewyższenia ~65500m [ Plik jest jak na mapę gigantyczny więc mapka bez interakcji
]
Samej jazdy 52 dni no i jakoś tak wyszło że 14 dni leniłem się, w zależności od sytuacji, czasem na dzikiej plaży, a czasem cudowni ludzie którzy przygarneli mnie na noc nie chcieli puścić aż nie wypocznę i się nie najem do syta za wszystkie kilometry.
Najdłuższy "cug" rowerowy? 21 dni bez doby przerwy
Najdłuższy dystans podczas tego wyjazdu [ a zarazem mój rekord jeśli chodzi o jazdę z sakwami] ? 300km
Najdziwniejsze miejsce noclegu pod namiotem? Cmentarz
Jeśli chodzi o awarie to teoretycznie brak, a przynajmniej w moim uznaniu [ praktycznie z drobnostek po 5 dniach dętka rozeszła się na szwie , 3 razy łańcuch spadając zaklinował się między korbą a ramą
- co raz przyniosło taki efekt, że właściciel restauracji zaopatrzył mnie w całą siatkę jedzenia i picia na drogę- i koło które objechało do Maroka, trochę Polski i Bałkany, zaczęło grać Marsz Pogrzebowy rozpadającymi się łożyskami
-wytrzymało pewnie tylko dlatego, że ogarniali je spece z centrali
- piasta XLC EVO, gorąco nie polecam]
Waga zestawu w zależności od zasobów żywieniowych 35-40kg
Oprócz jazdy pierwszy raz podjąłem wyzwanie wspinaczki, także wróciłem z nową miłością tj pieszą wersją gór. Zdobyte dwa szczyty Olimpu - Skala i Mitykas. Pierwszy wymaga czasu i jako takiej kondycji natomiast Mitykas to już gigantyczna dawka adrenaliny i niezapomniane przeżycie, zwłaszcza bez zabezpieczenia i w nieadekwatnych butach.
I jakiś ułamek zdjęć żeby nie przynudzać [ tych z rowerem rzecz jasna, nikt mojej facjaty nie będzie oglądał
]