Ja osobiście jadąc ulicą stosuje taktykę całkowitego ignorowania negatywnych zachowań. Ktoś trąbi, bo wg niego jadę za daleko od krawężnika, to usuwam się trochę na prawo i mam go gdzieś. Mija na zapałkę - trudno. Wciska się na chama z podporządkowanej - jak wyżej. Olewka totalna. Można pewnie mnie o wiele rzeczy posądzić, ale nie o agresję i nieprzewidywalność.
Sytuacja następująca:
Wyjeżdżam z podporządkowanej na osiedlowym skrzyżowaniu, jedyny samochód jaki widzę jest naprawdę ładny kawałek dalej (za daleko, żeby mogła być tu mowa o wymuszeniu pierwszeństwa), więc wyciągam rękę i skręcam. Jadę sobie następnie grzecznie, a jakiś samochód (nawet nie jestem do końca pewien, czy ten sam, który widziałem wcześniej) zrównuje się ze mną, a ja przez otwarte okno pasażera łapie się na jakieś bluzgi i groźby. Zero jakichkolwiek wyjaśnień tylko czysta agresja. Ja oczywiście po hamulcach, bo jak dotąd nie wymyśliłem lepszego sposobu na takich frustratów.
Po prostu nie rozumiem takich zachowań i koniec. Nawet jeśli wyciąłem owemu gościowi jakiś numer (jaki?) to mógłby mi to powiedzieć na spokojnie. Gdyby w końcu wszyscy zachowywali się tak jak ty, Jurek, ulice naszych miast byłyby i bezpieczniejszym, i przyjemniejszym miejscem.
Ale nie. Według niektórych agresja jest najlepszym rozwiązaniem. Problem w tym, że nawet najbardziej opanowany człowiek ma ograniczoną wytrzymałość.
I tak spirala zaczyna się nakręcać.
A może by tak wykombinować jakąś akcję promującą uprzejmość i i wzajemne poszanowanie uczestników ruchu drogowego :mrgreen: . Kurde... już widzę odzew ;-) ...