No to teraz żeby tak jakoś spiąć temat parę słów o mojej sobotniej przejażdżce.
Po załatwieniu spraw na parczewskim cmentarzu (łatwo nie było - pradziadek dostał nowy pomnik co mnie nieco zmyliło) wyruszyłem spod furtki za stadionem o 9.45.
Wyjechałem z miasta i coby tak ubarwić:
Psi szczekali
wilcy wyli
Parczewski Zefirek Marcowo-Listopadowy starał się być złośliwy jak zawsze
Ja jechałem
hock:
Dojeżdżając do cmentarza w Uhninie doznałem pozytywnego zaskoczenia:
http://www.garnek.pl/fiakier/28666163/p ... askoczenie
Teren wysprzatany, ogrodzenie poprawione - widać z drogi, że to nie kępa krzaczorów (kiedyś tam popełniłem taki obrazek:
http://www.garnek.pl/fiakier/11795976/t ... listopadem)
Po załatwieniu najważniejszego pojechałem dalej:
Psi szczekali
wilcy wyli
PZM-L zbastował (albo ja przywykłem) za to siąpiło właściwie do Holi samej
ja jechałem
Cmentarz staroobrzędowców zaaferowany nowym asfaltem prawie przegapiłem - hamowanie niemal epickie było jak już kątem oka zauważyłem:
http://www.garnek.pl/fiakier/28666169/staroobrzedowcy
Do Lubienia dotarłem o 12.05 (czas jak na moje możliwości rewelacyjny):
http://www.garnek.pl/fiakier/28666185/lubien
Później godzinka przerwy na herbatę i kanapki w Lipówce i około 13.15 wyruszyłem na Krzywowierzbę:
http://www.garnek.pl/fiakier/28666189/krzywowierzba
W Kodeńcu objawiła mi się po raz pierwszy zapowiedź mety:
http://www.garnek.pl/fiakier/28666191/niby-tylko-15
Ale nie chcąc pchać się drogą Wisznice-Parczew odbiłem w Lubiczynie na Żmiarki-Stepków i o 15.05 dotarłem pod bramę cmentarza w Parczewie przy Włodawskiej. Krótki przegląd czy znicze się jeszcze palą i na herbatę do Grześka (PGR) się wprosiłem.
W szynobusie troszkę zmarzłem bo sierotka nie pomyślała o zabraniu jakiegoś suchego ciucha na zmianę (a już od Lipówki do samego Parczewa siąpawica nie odpuszczała). Tylko na Piłsudskiego jakiś zakompleksiony młodzian wykorzystując moje zbyt bliskie krawędzi pasa oczekiwanie na zielone próbował się dowartościować ale po dość głośnym "jeden metr, misiu!" uciekł a ja spokojnie wróciłem dodomciu.
Pomijając pokrętki po Parczewie (coby ulice sobie przypomnieć) trasa wyglądała - no i nie potrafię wrzucić sznurka niestety.
No, tom gadulstwu swojemu dał upust
.