Ponieważ to ja po części przyczyniłem się do powstania tego tematu (z którego to powstania się bardzo cieszę, acz ubolewam, że tak mało jest głosów), zabiorę w nim głos
Oczywiście podtrzymuję swoje przypuszczenie wyrażone wcześniej, że po Lublinie mniej ludzie jeżdżą rowerami, bo jest pagórkowato. Żeby to sprawdzić, trzeba by było porównać się z innym miastem z podobnym ukształtowaniem terenu. Ale zanim ktoś wymieni takie miasto, zrobię to sam
Pamiętam, że kiedyś, jeżdżąc nad polskim morzem, zawitałem rowerem do Gdyni. Miasto częściowo "płaskie", ale jest też parę górek. I co? I spotkałem tam całkiem sporo rowerzystów, a byłem tylko parę godzin. A to były wakacje, więc wielu mieszkańców miasta nie było w domach. Więc z Gdynią przegrywamy. Ale...
Lublin jednak należałoby porównywać z miastami "studenckimi", gdzie są uczelnie. Dlatego jednak właściwszymi do porównania są miasta jak Kraków, Wrocław, czy Warszawa. W porównaniu z tymi miastami, pod względem liczby rowerzystów na ulicach, niestety wymiękamy.
I teraz odniosę się do tego, co już zostało napisane prze moich Przedmówców. Każdy miał wg mnie trochę racji.
Lublinianie (i przyjezdni - studenci) nie jeżdżą rowerami do pracy, szkoły itd, bo:
1. w mieście nie ma odpowiedniej infrastruktury - brakuje ścieżek rowerowych, stojaków, parkingów, ścieżki są zrobione bezmyślnie itd (o tym można by napisać oddzielne wypracowanie :>),
2. kierowcy w samochodach nie są nastawieni do rowerzystów zbyt kulturalnie, często mają problem z zauważeniem jednośladów na drogach naszego miasta, trąbią, wymuszają pierwszeństwo, wyprzedzają "na gazetę" i robią wiele innych wołających o pomstę do nieba rzeczy - zatem trochę strach jeździć (o czym pisało kilka osób wyżej),
3. ukształtowanie terenu częściowo uniemożliwia dojazdy do pracy, szkoły itp, bo jadąc pod górkę trzeba się troszkę wysilić, przy czym można się spocić, co później naraża nas na pewien dyskomfort (o czym wspominali
KermitOZ i
truskafka,
4. ludzie są zbyt przyzwyczajeni do jazdy samochodami, przyzwyczajeni od niedawna, a rowery kojarzą im się ze wsią, z której co prawda w większości pochodzą, ale mają z tym jakieś problemy/kompleksy, co słusznie zauważył
Pinky,
5. Na rowerzystów w naszym mieście patrzy się krzywo, jak na "dziwnych" ludzi, na ich wyjścia na rower w nocy, w deszczu, czy w zimie reaguje się jak na zachowanie nienormalne, o czym pisał
mamut77,
A teraz "odpowiedzi" na te powody nie siadania na rower w Lublinie i wyjaśnienia.
ad. 1. Wszystko można zrobić, jeśli tylko się chce. Czyli nie przeszkodzi nam to, że nie ma gdzie roweru zostawiać, jeśli faktycznie będziemy chcieli nim jeździć i np dojeżdżać do pracy. Można rower przypinać do - jak napisał
qavtan znaków drogowych i innych elementów istniejącej infrastruktury "nierowerowej". Trzeba tylko pamiętać o porządnych zamknięciach, albo mieć rower, który złodzieja nie zainteresuje. Można kupić sprzęt składany. Zamiast jednego "górala" do niedzielnego jeżdżenia w tempie spacerowym po nadrzecznej ścieżce nad Zalew na piwo i z powrotem za 2500 PLN można kupić nadającego się do tego crossa za 1200 i składaka za 1300 ;D Jeździć można ścieżką, przez wysokie krawężniki rower przeprowadzić, czasem przejechać kawałek chodnikiem, czasem ulicą. Nie jest prawdą, że wszystkie ulice miasta są niebezpieczne. Ja lekko niebezpiecznie czuję się na rowerze tylko na tych ulicach, gdzie auta śmigają po 70 - 100 km/h i gdzie trzeba na przykład zmieniać pas z prawego na lewy na 3pasmówce. Ale takie drogi można omijać. Kiedy jedzie się rowerem, nie jest problemem przejechanie kilometra więcej w drodze do pracy. Na auta można uważać. Dobrym sposobem na wymuszanie na kierowcach wymijania/wyprzedzania roweru w odpowiedni sposób jest jazda w odległości ok 70 cm - 1 m od krawężnika. Czyli nie jedziemy jak najbliżej krawężnika (choć nakazują to przepisy) ale dalej. Wtedy kierowca łatwiej nas zauważy i będzie musiał jechać za nami, a wyprzedzi nas dopiero, kiedy z przeciwka nic nie będzie jechało. To działa - sprawdzałem. Więcej - czasem, kiedy jest to konieczne dla mojego bezpieczeństwa, potrafię nawet jechać chwilkę środkiem pasa. Dobrze w mieście mieć lusterka lub lusterko przy rowerze. Dlaczego więc Lublinianie mają z tym problem? BO NIE CHCĄ - taka jest moja diagnoza.
ad. 2. Rozwiązanie właściwie podałem powyżej. Można jeździć chodnikami, omijać newralgiczne punkty w mieście lub jeździć tak, by nas zauważano. Bezwzględnie trzeba pamiętać o prawidłowym oświetleniu, można, a nawet należałoby, mieć na sobie kamizelkę lub ubiór odblaskowy. Poza tym bardzo ważną rzecz napisał wyżej
qavtan. Zgodzę się z tym, że im więcej rowerzystów na ulicach, tym więcej kierowców zacznie na nas zwracać większą uwagę. I od razu zaznaczam, że w innych miastach ludzie jakoś jeżdżą po ulicach, chodnikach, ścieżkach, nie boją się dwu czy trzypasmówek, dużych skrzyżowań, korków, szybko jeżdżących kierowców etc. Z wspominanego Wrocławia pamiętam takie obrazki, jak dwa pasy ruchu posuwających się powoli samochodów, a pomiędzy nimi śmigająca na różowej "kozie" dziewczyna. Wystarczy chcieć.
ad. 3. Co do górek - też można. Ja jeżdżę rowerem do pracy i ... jeszcze nigdy nie udało mi się nie spocić
Ale z reguły mam ze sobą koszulkę na zmianę. Czasem (latem) również spodnie. W pracy przebieram się, wcześniej korzystając z umywalki w toalecie, mydła w płynie i ręczników papierowych (wobec braku prysznica i szatni). Gdyby nas było więcej, może pracodawcy zaczęliby nas zauważać. Oczywiście można jeździć wolniej. Ale ja pod górkę nie umiem jechać wolniej niż 15 km/h, co i tak jest dla mnie bardzo wolno
ad. 4. Przyzwyczajenie do jazdy autami. Straszna rzecz. Mam wrażenie, że od kiedy w Polsce przybyło samochodów (a pamiętajmy, że przybyło ich bardzo dużo, raczej nagle - cała zachodnia Europa jeździ autami od dawna, my dopiero niedawno pościągaliśmy złom z zagranicy i się nim nie możemy nacieszyć), ludzie przestali chodzić, jeździć rowerami, korzystać z innych środków lokomocji i sposobów przemieszczania się. Lubelszczyzna, niestety, jako ostatnia zapełniła się autami sprowadzanymi z zagranicy. Dlatego być może większość z nas jeszcze nie zdążyła się nacieszyć swoimi 15 letnimi Passatami i Audi 80. I ludzie jeżdżą samochodami do sklepu, pracy, szkoły, czy kiosku. I sporo czasu musi minąć, zanim zrozumieją, jak bardzo to jest bez sensu. A mentalność i wrogie nastawienie do innych nie pozwoli im zrozumieć, że na rowerzystę przebijającego się przez korek na sam przód nie należy się wkurzać, ale powinno się wziąć z niego przykład. Przecież każdy "samochodziarz" może za cenę kilku tankowań kupić sobie jakiś rower i też być pierwszy w korku.
5. Nasi rodacy, mieszkańcy naszego miasta, patrzą na nas dziwnie, kiedy jedziemy rowerem w deszczu, śniegu, wietrze, nocą czy dalej niż 15 km, bo ... (przykro mi to mówić, ale muszę) ... są ograniczeni.
Taką, niestety, mamy mentalność. Brak nam tolerancji i zrozumienia dla innych ludzi. Dla odmiennych od nas.
Zauważam to na co dzień. Kiedy jeżdżę rowerem w kasku w okolicach Lublina, patrzy się na mnie jak na kosmitę. Kiedy jeżdżę po Lublinie na składaku, wzbudzam ogromne zainteresowanie, a wśród posiadaczy dresów z reguły gromki śmiech. Kiedy - jadąc autem - puszczam innych kierowców wyjeżdżających z podporządkowanej, ci z tyłu się wkurzają. Widzę to w lusterku, czasem słyszę jak trąbią. Kiedy ktoś mija na ulicy osobę o innym kolorze skóry, pokazuje ją swojemu dziecku jak jakieś zwierzę w zoo. Niestety. Bliżej nam do zacofanego wschodu niż do światłego i ucywilizowanego zachodu. Niestety, Lubelszczyzna - jako region biedny (jeśli nie najbiedniejszy w Polsce) - dopiero niedawno zaczęła się odbijać od finansowego dna. Dlatego tatuś przyjeżdżającego do Lublina na studia chłopaka z małego miasteczka na wschodzie Polski kupuje temu chłopakowi kilkunastoletniego Golfa. Dlatego ten sam tatuś, który sam kiedyś dojeżdżał w swoim miasteczku do oddalonego o ok. 1,5 km sklepu, czy kościoła rowerem, teraz jeździ tam tylko swoim nowym (10 letnim) autem (sprowadzonym z Niemiec). I niestety parę lat będzie musiało upłynąć, zanim, jak Wrocławianie czy Krakowiacy, zrozumiemy, że rower jest bardziej opłacalny, zdrowszy, często szybszy i ekologiczny. Na razie jesteśmy niestety zbyt zachłyśnięci tym, że stać nas, żeby jeździć wszędzie autem (na gazie to na gazie, ale autem).
Podsumowując - przyczyn braku rowerzystów w naszym mieście, czy też mniejszej ich ilości w porównaniu do innych polskich miast upatruję GŁÓWNIE i NADE WSZYSTKO w mentalności ludzi żyjących w naszym regionie, ich podejściu do życia, ich sposobie bycia i ich - niestety - ograniczeniu. I z przykrością stwierdzam, że trochę czasu musi upłynąć, zanim to się zmieni.
Ale! Ale my - rowerzyści - choćby przez Masy Krytyczne, czy Wy (mówię tu do Członków Stowarzyszenia RL) możemy/możecie to zmieniać. Możemy mówić ludziom, że rowery są dobre. Możemy - prócz masy, lub w jej ramach - organizować jakieś otwarte dyskusje z ludźmi, choćby na ulicy, w formie przypominającej happeningi. Pokazywać, udowadniać, że rowerem da się całkiem przyjemnie jeździć do pracy, czy szkoły. Wiadomo, nie musimy. Ale jeśli będziemy to robić, mamy szansę wywalczyć sporo dla siebie. Bo jeżeli będzie nas (rowerzystów) na ulicach więcej, kierowcy w samochodach naprawdę będą się z nami nieco bardziej liczyli.
Przepraszam Wszystkich za może nieco przesadnie długi wątek. Za polemikę z samym sobą. Chciałem po prostu przedstawić wszystkie powody obecnego, dyskutowanego tu, stanu rzeczy i wyróżnić ten główny, moim zdaniem najważniejszy.
P.S. Na sam koniec dodam jeszcze, że nie jest już tak tragicznie. Jest coraz lepiej. Choć malutkimi kroczkami, ale idziemy do przodu. Na MK przyjeżdża już sporo osób (przynajmniej we wrześniu i październiku nie było źle), na ulicach jednak coraz więcej rowerzystów, w mieście pojawiły się stojaki. W końcu przecież Lublinianie wyjeżdżają do innych miast w Polsce i za granicą i stamtąd przywożą zachwycenie dobrymi obyczajami.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że wyjadą kiedyś i nasi miejscy urzędnicy i przywiozą ze sobą jakieś pozytywne pomysły i rozwiązania prorowerowe.
pozdrawiam ;D