Wczoraj na treningu potrącił mnie lecący ptak. Musiałem wykazać się małą ekwilibrystyką, aby nie oberwać centralnie w twarz. Ostatecznie ptak odbił się od mojego ramienia, zaczepił o dłoń i polecił w krzaki z których przed chwilą wyleciał. Na szczęście było to coś małego i nie wytrąciło mnie z linii jazdy, ponieważ po mojej lewej stronie jechały samochody.
To już moja trzecia przygoda z ptactwem.
Kiedyś wybiegło przede mnie na drogę stado indyków, zmuszając do gwałtownego hamowania.
W zeszłym roku, miałem również nieprzyjemną przygodę z wielkim kaczorem w Gałęzowie. Ja zjechałem z góry od strony Bychawy i jechałem ok 40km/h,a on stał sobie na środku drogi. Kiedy z naprzeciwka nadjechał dosyć rozpędzony samochód, ów kaczor ruszył powoli na jego pas. Kierowca miał do wyboru omijać kaczora i wpakować się centralnie na mnie, rozjechać go albo próbować wyhamować. Ja spodziewając się tego pierwszego manewru, zacząłem ostro hamować i zjeżdżać na pobocze szykując się do ucieczki do rowu.
Kierowca hamując wyjechał na środek, jednocześnie próbując zmieścić między mną a kaczorem. Ja zjechałem na pobocze i tam się zatrzymałem. Ostatecznie zatrzymaliśmy się naprzeciwko siebie, w odległości jakiegoś 1m.
Skończyło się tylko na porządnym "kopniaku adrenaliny". Kaczor zaś spokojnie zszedł sobie z jezdni.
Nie wiem czy tylko ja mam takie szczęście do ptasiej grypy, czy inni też.
Prawdziwą wolność czujesz kiedy wiatr hula między twoimi jajkami.