2010-06-01 Dzień 4 -
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=iisbvhldfetplmjq
Mrągowo - Sorkwity – Dłużec – Machary - Stare Kiełbonki – Zgon - Ruciane Nida : Czas jazdy 4:59
- Długość: 85,90 km
- Całkowite wzniesienie terenu: 373 m
Ranek nie był wcale lepszy niż wieczór dnia poprzedniego, było zimno i mokro, na dodatek wiał dość nieprzyjemny wiatr. Dobrą wiadomością było to, że nie padało. Buty oraz ubrania rowerowe były przemoczone jednak trzeba było ruszać dalej, na szczęście podczas jazdy dość szybko wyschły.
Mrągowo nie jest zbyt atrakcyjne jeśli chodzi o zwiedzanie, jedynym miejscem godnym uwagi jest sam rynek, park wraz z fontanną. Jeśli kogoś interesują klimaty związane z „Dzikim zachodem” to dobrym pomysłem jest Western City, które powstaje na obrzeżach miasta i jest już częściowo otwarte.
Po drodze w miejscowości Sorkwity zobaczyliśmy piękny pałac, kiedy podjechaliśmy bliżej przed zwiedzaniem zatrzymało nas ogrodzenie i tabliczki z napisem teren prywatny. Staraliśmy się objechać posesję dookoła jednak nie udało się znaleźć wjazdu, jak się później dowiedziałem pałac w 1998 roku został przekazany w prywatne ręce i obecnie jest to luksusowy hotel.
Kolejne kilometry wiodły drogami przez łąki i tereny leśne, jeden z takich widoków spowodował mój upadek na szczęście nie groźny. Nic w przyrodzie nie dzieje się przez przypadek dzięki temu zatrzymaliśmy się na chwilę i naprawdę było warto dookoła las mech i Szymek Holden i Guzi siedzący z kanapkami przy drodze, taki widok jest bezcenny. Zresztą zobaczcie sami w galerii na pewno nie miniecie tych fot i tego co udało się uwiecznić na kolejnych zdjęciach.
Niewątpliwą atrakcją tego dnia było przedzieranie się przez chaszcze nad brzegiem jeziora oraz powalone drzewo, które razem z Szymkiem unieśliśmy do góry tak aby można było przeprowadzić rowery. Niestety akcja była tak perfekcyjnie zorganizowana, że nikt nie miał czasu na zrobienie pamiątkowego zdjęcia. To był tylko przedsmak, kiedy udało się nam oddalić od jeziora natrafiliśmy na wzniesienie z wystającymi resztkami pni i gałęzi po wycince drzew. Nie dało się praktycznie przeprowadzić rowerów momentami trzeba było dźwigać cały ekwipunek wraz z jednośladami. Jak o tym teraz pomyślę to przypominam sobie jak się odźwigałem i oszarpałem, bezcenne jak widoki wokoło.
Można śmiało powiedzieć, że niebawem czekał nas Zgon nie dosłownie bo chodziło tu o miejscowość jaką mijaliśmy po drodze. W pierwszej chwili pomyślałem, że to kolejna mieścina nad jednym z wielu jezior. Jednak ilość sklepów i barów oraz ośrodków wypoczynkowych budziła respekt, jak by to powiedzieć idealne miejsce na prawdziwy Zgon przy kilku piwach i nie tylko. Z tego miejsca dzieliło nas już parę kilometrów do Rucianej Nidy naszego kolejnego miejsca noclegowego.
Pomimo tego, że do tej porty staraliśmy się szukać bardziej odludnych miejsc na nocleg tego dnia zapragnąłem gorącego prysznica. Zatrzymaliśmy się w dość dużej przystani gdzie rozbiliśmy namioty, po zjedzeniu kolacji usiedliśmy przy ognisku. Chwilę później przy worku ze śmieciami zobaczyliśmy buszującego lisa, zapewne to on skonsumował części jedzenia, która w niewiadomych okolicznościach zaginęła.
Tak minął kolejny dzień wyprawy.